sprzęt - Mikrowyprawy https://fundacjadziko.org/category/sprzet/ Przygoda jest w nas! Wed, 15 May 2019 09:52:26 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.8.2 https://i0.wp.com/www.fundacjadziko.org/wp-content/uploads/2017/08/cropped-favicon2.png?fit=32%2C32&ssl=1 sprzęt - Mikrowyprawy https://fundacjadziko.org/category/sprzet/ 32 32 154104200 Wagon czy plecak? – czyli jak na lekko spakować się w góry https://fundacjadziko.org/wagon-czy-plecak/ https://fundacjadziko.org/wagon-czy-plecak/#respond Tue, 14 May 2019 10:41:34 +0000 https://fundacjadziko.org/?p=7628 Kiedy pojechałem w pierwszą, wielką podróż mój plecak miał rozmiar wagonu bydlęcego. Wystawał mi ponad głowę, miał 90l i masę niepotrzebnych rzeczy w środku. Dwie pary sztruksów (druga jakby pierwsza się zabrudziła), discmana z kolekcją płyt (o wadzę worka ziemniaków), polar, koszulki, sweter… Cała szafa niepotrzebnych rzeczy. Strasznie potem cierpiałem na trekkingu w argentyńskich Andach. Od tego czasu minęło 15 lat. Co bym sobie powiedział młodemu? „Chłopie! Góry to nie pokaz mody.” Na początek podstawiłbym sobie pod nos mniejszy plecak. Dlaczego? […]

Artykuł Wagon czy plecak? – czyli jak na lekko spakować się w góry pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Kiedy pojechałem w pierwszą, wielką podróż mój plecak miał rozmiar wagonu bydlęcego. Wystawał mi ponad głowę, miał 90l i masę niepotrzebnych rzeczy w środku.
Dwie pary sztruksów (druga jakby pierwsza się zabrudziła), discmana z kolekcją płyt (o wadzę worka ziemniaków), polar, koszulki, sweter… Cała szafa niepotrzebnych rzeczy. Strasznie potem cierpiałem na trekkingu w argentyńskich Andach.

Od tego czasu minęło 15 lat. Co bym sobie powiedział młodemu? „Chłopie! Góry to nie pokaz mody.” Na początek podstawiłbym sobie pod nos mniejszy plecak. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu: im mniejsza pojemność bagażu, tym mniej do niego wrzucisz. Możesz go obwieszać kubkami, siekierami albo karimatami jak to robią harcerze lub fani survivalu, ale to nie będzie wiele ważyło. Do środka, więcej niż np. 50 l nie włożysz.

Dzisiaj, po kilkunastu latach zebranych doświadczeń potrafię się spakować w 40 litrowy plecak na dwa tygodnie, z czego jeden w chłodnej Norwegii, drugi na upalnej Sycylii. W miesięczną podróż do Patagonii biorę ze sobą pięćdziesiątkę z małym kominem, i do środka wkładam śpiwór, karimatę i namiot.

W czym tkwi tajemnica sukcesu?

To są zawsze małe zwycięstwa. Sto gram tu, sto gram tam i uzbiera się kilogram. Zresztą, zawsze powtarzam ludziom, którzy jadą ze mną w teren, że każde 100 gram w domu, to kilogram ciążący na ramionach na szlaku.

  1. Przede wszystkim szukam dla jednej rzeczy kilku zastosowań, np. kurtka puchowa może równie dobrze być poduszką, a część ciuchów w których chodzę w ciągu dnia, równie dobrze może służyć jako pidżama w nocy.
  2. Kiedy się pakuje, wszystko układam na podłodze. A potem zastanawiam się nad każdą rzeczą czy na pewno jej aby potrzebuję? Zwykle odrzucam 1/3 rzeczy.
  3. Dokładnie sprawdzam prognozę pogody, bo jeśli nie ma padać ani wiać, to po co mi namiot? Wtedy wystarczy płachta biwakowa. A latem, sama moskitiera.
  4. Nie biorę pancernych rzeczy. Grube kurtki z gore-texu dużo ważą. Wybieram lżejsze rzeczy, albo poncho (5 dni w ulewnej Szkocji) albo z kurtka z membraną ale o niższej wadze.
  5. Jeśli kupuję nowy sprzęt, to nawet jeśli muszę trochę dopłacić, zwykle wybieram ten lżejszy.
  6. Papierowe książki można zastąpić czytnikiem albo wyrywać fragmenty. Robię tak np. z przewodnikami Lonely Planet, wyrywam tylko rozdział, który jest mi potrzebny.
  7. A znam nawet takich freaków, którzy odpakowują czekoladę z papierka i obcinają rogi opakowań od żywności liofilizowanej.

Ale w końcu dochodzi się do ściany i wtedy nie ma już z czego ścinać. Gacie, koszulki i bluzę trzeba wziąć. Co wtedy? Można wziąć jedną-dwie pary zamiast trzech czy czterech.

Żeby to było możliwe większość ciuchów, z których korzystam w terenie jest wykonana z wełny merynosów. To specjalny rodzaj wełny pochodzący z owiec hodowanych głównie w Nowej Zelandii.

Cały tydzień w ciuchach z wełny merynosa (bez prania) podczas pracy na farmie owiec w Anglii

Tego rodzaju wełna ma trzy superważne dla mnie właściwości:

  1. Po pierwsze, nie „gryzie”. Włókna merynosów są trzy razy cieńsze niż włókna standardowej wełny, dzięki czemu nic mnie nie drapie i nie swędzi.
  2. Po drugie, bardzo dobrze zatrzymuje ciepło i odprowadza wilgoć. Merynosy wchłaniają nawet do 35% wilgoci, którą potem odparowują na zewnątrz. Co to oznacza? Jeśli założysz koszulkę bawełnianą i ją przepocisz, to do końca dnia będziesz chodził w mokrym t-shircie. Czyli będziesz się wychładzał, bo taka mokra koszulka działa jak zimny kompres. Z merynosami jest to niemożliwe.
  3. Po trzecie, ciuchy z wełny merynosów nie śmierdzą. Jak to jest możliwe? Tego rodzaju wełna jest bakteriostatyczna, czyli hamuje rozwój bakterii, które odpowiadają za nieprzyjemny zapach. W praktyce oznacza to tyle, że te rzeczy nie śmierdzą.

Skąd to wiem? Bo chodzę w tych ciuchach od ponad ośmiu lat. Często było tak, że miałem je na sobie ciągiem przez tydzień: podczas trekkingu w Patagonii, pracy na farmie owiec i długich, autostopowych podróży. Ostatnio nawet zrobiłem mały „crash test”: przez 24 h miałem na sobie jedną koszulkę Devolda. Najpierw na porannym treningu na nartorolkach, potem w pracy, popołudniu na drugim treningu koszykówki, a wieczorem w tej samej koszulce poszedłem do kina. Czy żona wyrzuciła mnie z domu, a ludzie w kinie przesiadali się na drugi koniec sali? Nic z tych rzeczy. Bo wełna z merynosów nie śmierdzi 🙂

Test na własnej skórze – 24 h w jednej koszulce. Dwa treningi, praca i kino. Zero smrodku 🙂

Na rynku jest kilka firm, które sprzedaje merynosy.

Ja od ponad ośmiu lat korzystam z ciuchów norweskiej firmy Devold. Dlaczego? Bo pierwsza bluza, którą kupiłem w 2010 r. nadal mi służy. Ma trochę poprzecierane rękawy, ale po 9 latach używania ma prawo 😉 Ufam tym ciuchom na tyle, że dzisiaj, w terenie mam na sobie prawie wszystko made by Devold: gacie, kalesony, czapkę, koszulkę, bluzę i skarpetki. Mają to, czego potrzebuję w terenie: są kompaktowe, jedna para wystarcza za kilka, dobrze odprowadzają wilgoć i zatrzymują wilgoć.

Dlatego, kiedy pakuję się na weekend za miastem w moim 40 litrowym plecaku najwięcej miejsca zajmuje sprzęt do spania, kuchenka i jedzenie. Ciuchy to awaryjna, jedna para na zmianę.

Artykuł Wagon czy plecak? – czyli jak na lekko spakować się w góry pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/wagon-czy-plecak/feed/ 0 7628
Dlaczego przeszedłem 40 km w mrozie, w jednej koszulce? https://fundacjadziko.org/w-mrozie-w-jednej-koszulce/ https://fundacjadziko.org/w-mrozie-w-jednej-koszulce/#comments Mon, 11 Mar 2019 18:27:06 +0000 https://fundacjadziko.org/?p=7498 Kto daje najlepsze rady w kwestii ciuchów trekkingowych? Babcia! To ona zawsze mi mówiła: ubieraj się na cebulkę. Tylko, że z tą radą jest jeden problem: już nie działa. Zwykle, kiedy szkolę ludzi jak się ubrać na trekking powtarzam im starą babciną radę: na cebulkę. Ale ta rada ma się nijak do ciuchów z wełny merynosów. Kiedy przez dwa dni, szedłem w mrozie, 40 km wzdłuż Białki, rzeki wypływającej z Tatr, miałem na sobie tylko jedną koszulkę. Ani specjalnie grubą, ani […]

Artykuł Dlaczego przeszedłem 40 km w mrozie, w jednej koszulce? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Kto daje najlepsze rady w kwestii ciuchów trekkingowych? Babcia! To ona zawsze mi mówiła: ubieraj się na cebulkę. Tylko, że z tą radą jest jeden problem: już nie działa.

Zwykle, kiedy szkolę ludzi jak się ubrać na trekking powtarzam im starą babciną radę: na cebulkę. Ale ta rada ma się nijak do ciuchów z wełny merynosów. Kiedy przez dwa dni, szedłem w mrozie, 40 km wzdłuż Białki, rzeki wypływającej z Tatr, miałem na sobie tylko jedną koszulkę. Ani specjalnie grubą, ani pancerną. Klasyczny długi rękaw, z dziurami na kciuki i stójką. Devold, model Expedition.

Pierwszy raz ten model założyłem w 2009 roku. Szedłem zimą z kumplem przez płaskowyż Hardangervidda w Norwegii, na którym panują warunki subpolarne. Powiedział mi, że albo kupię sobie Devolda albo ze mną nie idzie. Byłem studentem dla którego wydanie ponad 300 zł na ciuch było majątkiem, ale Regner zapewniał mnie, że to będą dobrze wydane pieniądze.

Koszulka wytrzymała dziewięć lat ciągłego targania po lasach, górach i pustkowiach.

Puściła kilka oczek, przetarły się rękawy ale pomimo tego, nadal spełnia swoją funkcję. Chodziłbym w niej dalej, ale z dziurami na nadgarstkach zaczynałem wyglądać niewyjściowo, więc zostawiłem ją w domu i teraz funkcjonuje jako moja piżama.

Na czym polega fenomen Expedition?

Przede wszystkim na materiale: to wełna merynosów, która pochodzi ze specjalnego gatunku owiec i ma wiele niezwykłych właściwości, o których opowiem Wam w kolejnych wpisach.

Teraz napiszę o najważniejszych czterech cechach:

  1. wchłania wilgoć (do 35% masy własnej) i bardzo dobrze odprowadza ją na zewnątrz. Dzięki temu nie zapacam się, co z kolei oznacza, że się nie wychładzam,
  2. w chłodnych warunkach, nawet gdy jest wilgotna, zatrzymuje ciepło przy ciele,
  3. chłodzi organizm kiedy jest gorąco,
  4. nie pochłania zapachów, czyli po prostu nie śmierdzi ☺ I to nawet po tygodniu intensywnego trekkingu (przetestowałem na sobie).

Druga ważna rzecz to konstrukcja. Kluczowe są trzy elementy:

  1. Przedłużone rękawy z otworami na kciuki. Kiedy je zaciągam chronię przeguby, którymi ucieka sporo ciepła, kiedy z kolei robi mi się za ciepło, zsuwam je niżej. Mogę kontrolować temperaturę ciała więc nie zapacam się, co z kolei oznacza, że się nie wychładzam.
  2. Stójka z zamkiem – najlepszy wynalazek ever! Wysoka stójka z zamkiem, który można rozpiąć aż do torsu pozwala na bardzo silną regulację ciepła. (Najwięcej, zaraz po głowie, ciepła oddajemy poprzesz szyję i tors.) Dzięki temu nie jestem mokry od potu, a więc nie wychładzam się np. na postojach, w mrozie albo na wietrze.

Model działania jest prosty: zapinam zamek i zatrzymuję ciepło, odpinam i oddaję ciepło. Podczas trekkingu            robię takie manewry po kilkadziesiąt razy. Zależy to nie tylko od pogody, ale także od tego czy podchodzę pod górę, idę po płaskim, pędzę przed siebie czy mam spacerowe tempo.

3. Przedłużony tył. Jest to o tyle ważne, że mikroruchy plecaka (w dół / w górę), powodują, że koszulka   odsłania lędźwie i nerki, które narażone są na wychłodzenie. Dłuższe plecy koszulki rozwiązują ten problem.

Tak oto dzięki ciuchom Devolda mogłem ze sobą wziąć absolutne minimum sprzętu.

W moim plecaku (50l) miałem tylko dziewięć niezbędnych rzeczy: śpiwór, karimatę, namiot, kuchenkę turystyczną, kalesony, t-shirt, puchówkę i wiatrówkę.

Podczas przejścia Białki temperatury wahały się od 0 do -10 stopni. Rano zakładałem na siebie bokserki, cienkie kalesony, t-shirt i bluzę z długim rękawem oraz lekką wiatrówkę. Po 15 minutach, kiedy rozgrzałem się marszem, zatrzymywałem się i ściągałem kalesony, t-shirt i kurtkę. Dalej szedłem w samej koszulce Expedition i cienkiej czapce. Na postojach docieplałem się puchówką, grubszą czapką, a kiedy wiało, zakładałem wiatrówkę.

I taki system Wam polecam. Dlaczego? Bo jest ultralekki, zdrowy, wielofunkcyjny oraz chroni przed przegrzaniem i wychłodzeniem.

Ciuchy Devolda kupicie w stacjonarnych sklepach outdoorowych w całej Polsce albo na stronie www.devold.pl A ja, ponieważ sam korzystam z tej marki od 2009 r., a ostatnio rozpocząłem z nimi współpracę, w kolejnych wpisach opowiem Wam o korzyściach jakie daje wełna merynosów Devolda.

Artykuł Dlaczego przeszedłem 40 km w mrozie, w jednej koszulce? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/w-mrozie-w-jednej-koszulce/feed/ 7 7498
Gdzie pod miastem na biegówki? https://fundacjadziko.org/na-biegowki/ https://fundacjadziko.org/na-biegowki/#respond Fri, 11 Jan 2019 13:35:48 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=7251 Drugiej takiej zimy nie będzie! Nie wiadomo jak długo śnieg się utrzyma, więc korzystajcie i ruszajcie do lasu na biegówki! Nie umiesz jeździć, ani nie masz sprzętu? Poniżej znajdziesz kilka rad jak sobie zorganizować taki wypad. Gdzie jeździć na biegówkach? W zeszłym roku byłem tak zdesperowany, że jeździłem po Łazienkach Królewskich, w samym centrum Warszawy ale są lepsze miejsca. Najpopularniejsze to Las Kabacki, Młociny i Kampinoski Park Narodowy (mój wybór). W okolicy każdej z tych trzech miejscówek są wypożyczalnie biegówek. […]

Artykuł Gdzie pod miastem na biegówki? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Drugiej takiej zimy nie będzie! Nie wiadomo jak długo śnieg się utrzyma, więc korzystajcie i ruszajcie do lasu na biegówki!
Nie umiesz jeździć, ani nie masz sprzętu? Poniżej znajdziesz kilka rad jak sobie zorganizować taki wypad.
Gdzie jeździć na biegówkach?

W zeszłym roku byłem tak zdesperowany, że jeździłem po Łazienkach Królewskich, w samym centrum Warszawy ale są lepsze miejsca. Najpopularniejsze to Las Kabacki, Młociny i Kampinoski Park Narodowy (mój wybór). W okolicy każdej z tych trzech miejscówek są wypożyczalnie biegówek. Pod Łodzią na narty na pewno nada się Park Wzniesień Łódzkich, pod Poznaniem Puszcza Zielonka albo okolice Rogalina, pod Trójmiastem – Trójmiejski Park Krajobrazowy. Jeśli macie swoje sprawdzone miejscówki – wpiszcie je w komentarzu, żeby inni mogli skorzystać.

Czy to jest trudne?

Jeśli umiesz chodzić, to już umiesz jeździć na biegówkach. Ruchy na śladówkach są naturalne, a podstawowy instruktaż zajmuje pięć minut. Możesz go sobie nawet podejrzeć na Youtube.

Gdzie wypożyczyć biegówki?

W Warszawie jest kilka takich miejsc, ja sprawdziłem wypożyczalnię „Fat & Bike” w Truskawiu. Dlaczego akurat tę? Bo jest pod samym lasem, zakładam narty i jestem na szlaku (polecam szlak czarny, nie żółty). Właściciel ma całą rozmiarówkę, nawet dla dzieci od 3 roku życia, aż do mojego rozmiaru buta 48. Na placyku przed wypożyczalnią pokaże ci podstawowe ruchy, a po powrocie można u niego zjeść hamburgera i wypić piwo.

Jeśli macie swoje sprawdzone wypożyczalnie w całej Polsce, wpiszcie je w komentarzu, żeby innym ułatwić szukanie.

Dojazd do Fat & Bike:

Z centrum metro M1 na Młociny i stamtąd autobusem 210 do pętli Truskaw. Potem 200 m pieszo pod las ul. 3 Maja

Ceny – zestaw narty, buty, kijki:

1,5 h – 20 zł*,

cały dzień 30 zł,

od sb – nd 80 zł

Dzieci z rodzicami gratis (nr buta 29-35)

Właściciel powiedział mi też, że organizuje jednodniowe imprezy biegówkowe dla szkół. On organizuje autobus, przywozi dzieciaki do Truskawia i tam przez ok. 3 h jeżdżą po Kampinosie. Koszt przy całej klasie, za jednego ucznia ok. 60 zł Ja będę próbował klasę mojego syna żeby się wybrali.

*żeby wypożyczyć sprzęt, trzeba zostawić u właściciela dowód lub prawo jazdy

Godziny otwarcia:

Pn – Pt 12:00 – 20:00

Sb – Nd 09:00 – 20:00

Ale wcześniej najlepiej zadzwonić i się umówić, albo żeby zarezerwować narty, co na pewno się przyda na weekend.

Kontakt i adres:

517 143 924

ul. 3 Maja 210

Truskaw

No, to teraz już wszystko wiecie. Ruszajcie na szlak!

Artykuł Gdzie pod miastem na biegówki? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/na-biegowki/feed/ 0 7251
Dlaczego w Szkocji nie zrobiłem ani jednego zdjęcia? https://fundacjadziko.org/dlaczego-w-szkocji-nie-zrobilem-ani-jednego-zdjecia/ https://fundacjadziko.org/dlaczego-w-szkocji-nie-zrobilem-ani-jednego-zdjecia/#respond Wed, 05 Dec 2018 14:36:11 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=7140 Nie wiem jak sobie wyobrażacie życie współczesnego podróżnika, ale jest duża szansa, że niewiele ma wspólnego z tymi wyobrażeniami. Przede wszystkim w podróży spędzamy mniej czasu niż przed komputerem. Powiedziałbym nawet, że na pisaniu, odpowiadaniu na mejle, wiadomości i posty spędzam 60% czasu. Kolejne 20% na czytaniu i wymyślaniu nowych mikrowypraw. Pozostałe 20% to podróż.   Co wcale nie znaczy, że w tej podróży jestem wolny od ekranu. Muszę zrobić zdjęcia, nagrać relację, wrzucić zdjęcia i filmy, odpowiadać na mejle, […]

Artykuł Dlaczego w Szkocji nie zrobiłem ani jednego zdjęcia? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Nie wiem jak sobie wyobrażacie życie współczesnego podróżnika, ale jest duża szansa, że niewiele ma wspólnego z tymi wyobrażeniami. Przede wszystkim w podróży spędzamy mniej czasu niż przed komputerem. Powiedziałbym nawet, że na pisaniu, odpowiadaniu na mejle, wiadomości i posty spędzam 60% czasu. Kolejne 20% na czytaniu i wymyślaniu nowych mikrowypraw. Pozostałe 20% to podróż.

 

Co wcale nie znaczy, że w tej podróży jestem wolny od ekranu. Muszę zrobić zdjęcia, nagrać relację, wrzucić zdjęcia i filmy, odpowiadać na mejle, posty i pytania. Tego siedzenia w internecie zrobiło się tak dużo, że zaczyna zjadać samą ideę jaka na początku mi przyświecała. Co więcej, w podróży powoli przestaję myśleć o ludziach i miejscach, które spotykam, a o tym, że to by się „nadawało na Fejsa”. Założę się, że większość ze współczesnych, zawodowych podróżników, ma podobny problem.

Tak jak my wszyscy. Komórki weszły już w każdy zakątek naszego życia: 50% Polaków pierwsze, co robi po przebudzeniu to nie staje przed ekspresem do kawy, tylko sięga po telefon, trzy czwarte przewija ekran przed pójściem spać, a 32% zabiera komórkę do toalety.  (Co ze starym, dobrym czytaniem etykiet na Domestosie i proszku do prania?)

 

Przyznaję się: sięgam po komórkę nawet wtedy, kiedy nie muszę. Sprawdzam internet choć nie mam po co. Przeglądam serwisy informacyjne, choć robiłem to już kilka razy wcześniej. Ale wiem też, że nie ma się co biczować. Tak jesteśmy skonstruowani. W dużym uproszczeniu: internet działa na nas jak opium. Nowe powiadomienia, lajki i wiadomości – każdy z nich to czysty narkotyk wstrzyknięty w żyłę. (sprawdźcie hasło: pętla dopaminowa). Współczesnym Pablo Escobarem jest Mark Zuckerberg, twórca Facebooka.

 

Uznałem, że nie ma innej opcji jak odciąć się totalnie. Nie obiecywać sobie, że przez godzinę nie sprawdzę telefonu, ale w ogóle nie dać sobie możliwości żeby wziąć go do ręki. Dlatego coraz częściej wychodząc na miasto, zostawiam komórkę w domu. Wydzieram sobie godzinę wolności.

 

Zastanawiałem się jak sobie z tym poradzić podczas podróży? Jak wrócić do stanu, kiedy istotą bycia w drodze było samo bycie w drodze? Czytałem badania wg. których sama obecność telefonu w pobliżu, nawet nieużywanego obniża możliwości poznawcze mózgu. W takim razie co dzieje się, kiedy go używam? Zapytałem o to dr. Macieja Błaszaka, kognitywistę z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu:

  • Rozmowa przez telefon angażuje system uwagowy związany z siecią wykonawczą kory mózgowej (central executive network). Antagonistą tej sieci jest sieć domyślna, zwana czasami siecią stanu spoczynkowego (default mode network) i to ona jest odpowiedzialna za coś, co byśmy nazwali: „uroki podróżowania”, czyli przeżycia skłaniające do refleksji, odpoczynku i pobudzające kreatywność.

 

Dlatego podczas ostatniej podróży po górach zachodniej Szkocji nie zrobiłem ani jednego zdjęcia. Rodzinie i współpracownikom powiedziałem, że przez pięć dni mnie nie ma. Jestem poza zasięgiem. Niczego nie odbieram i niczego nie nadaję. I udało się, ani razu nie włączyłem telefonu. Przestałem po niego sięgać, zajmować się tym, co w internecie, a skupiłem się na tym, co w prawdziwym życiu. Naszą ulubioną rozrywką – zamiast przewijania ekranu – było gapienie się w przestrzeń. Stawialiśmy przed schroniskiem krzesła, siadaliśmy i gapiliśmy się na góry. Na gonione przez wiatr chmury, na te ulotne chwile, kiedy na kilka sekund słońce wychodziło zza chmur i na rozmowie. Robiliśmy najważniejsze rzeczy w życiu.

Szkocja bothies

Pomimo tego, że Szkocja przeczołgała nas nieustannym deszczem i wiatrem, wróciłem wypoczęty jak nigdy. Spróbujcie, obiecuję Wam, że zakochacie się w byciu offline.

 

  • no dobra, zrobiłem jedno zdjęcie ale z gołą dupą dla żony. Nie chcecie go oglądać.

** zdjęcia ilustrujące tekst zrobił Piotr, z którym podróżowałem. Przy okazji: Piotr robi przepiękne noże kuchenne, zerknijcie. 

Artykuł Dlaczego w Szkocji nie zrobiłem ani jednego zdjęcia? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/dlaczego-w-szkocji-nie-zrobilem-ani-jednego-zdjecia/feed/ 0 7140
O sprzęcie – cz.3/3 https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-3-3/ https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-3-3/#respond Thu, 19 Jul 2018 14:14:49 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=324 Co zrobić jednak, kiedy nie masz kasy na to, żeby kupić dobry sprzęt? Jeśli chodzi o ciuchy porozglądałbym się po sklepach z odzieżą używaną, czasami można tam coś trafić za śmieszne pieniądze. Kiedyś moja dziewczyna kupiła w takim sklepie kurtkę z membraną GORE-TEX za kilkadziesiąt złotych. Druga opcja, to aukcje internetowe. Ludzie wyprzedają nietrafione prezenty, albo rzeczy, które im się już nie przydadzą, bo chodzenie po górach im się znudziło. Albo importują rzeczy z zagranicy. Często można na takich aukcjach […]

Artykuł O sprzęcie – cz.3/3 pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Co zrobić jednak, kiedy nie masz kasy na to, żeby kupić dobry sprzęt? Jeśli chodzi o ciuchy porozglądałbym się po sklepach z odzieżą używaną, czasami można tam coś trafić za śmieszne pieniądze. Kiedyś moja dziewczyna kupiła w takim sklepie kurtkę z membraną GORE-TEX za kilkadziesiąt złotych. Druga opcja, to aukcje internetowe. Ludzie wyprzedają nietrafione prezenty, albo rzeczy, które im się już nie przydadzą, bo chodzenie po górach im się znudziło. Albo importują rzeczy z zagranicy. Często można na takich aukcjach kupić używane, ale w bardzo dobrym stanie koszulki z wełny merynosów, które nowe są horrendalnie drogie.

Trzecia możliwość to supermarkety i markety sportowe. W tych pierwszych często sprzedawana jest tanizna najgorszego sortu, w dodatku produkowana w Chinach w wątpliwych warunkach, z wątpliwych materiałów i z brakiem poszanowania dla ludzkiej pracy. Jeśli naprawdę musisz, kup (sam kupowałem), ale już lepiej jest od kogoś pożyczyć albo nabyć używane niż wspierać niewolniczą pracę.

Markety sportowe często mają własne marki, które, przynajmniej w założeniu powinny być tańsze od wielkich, znanych brandów. Mam ograniczone zaufanie do ich jakości, nie podoba mi się też to, że czasami to zżynanie wzorów i rozwiązań technicznych od kogoś, kto zainwestował duże pieniądze w ich wynalezienie. Kilka razy porównywałem ceny między markami własnymi, a uznanymi brandami i te różnice wcale nie są takie duże. Osobiście wolę trochę dopłacić i mieć pewność, że używam oryginalnego, dobrze przemyślanego sprzętu, ale nie ma co się spinać. Jak brakuje w budżecie stówki lub dwóch, lepiej nie zabierać ich z kasy na jedzenie i dłużej zostać w drodze.

Co zabawne teraz, kiedy już nie muszę tak bardzo inwestować w sprzęt przyznam się, że coraz częściej korzystam z coraz prostszych rozwiązań. Kiedy wybieram się na spacer po lesie i pogoda jest niepewna, a nie chce mi się brać cięższej kurtki przeciwdeszczowej, wybieram leciutki nylon. Właściwie taniutką kurtkę-wiatrówkę z logotypem pewnej agroturystyki w Grecji, którą dostałem od przyjaciela. Kiedy idę spać do lasu najczęściej nie zabieram ze sobą namiotu. Śpię pod gołym niebem, a jeśli jest szansa na to, że będzie padać, leżę pod płachtą biwakową, którą kupiłem w Internecie za 30 zł. Tani, prosty skrawek materiału o wymiarach  2 x 3 m. Ale kiedy wybieram się w dłuższą podróż, np. po Ameryce Południowej wolę wziąć ze sobą namiot, który zapewnia dużo więcej prywatności. To się przydaje, kiedy ciągle jest się w drodze, z innymi ludźmi i pragnie się mieć trochę prywatności.

Jeśli miałbym powiedzieć, co jest niezbędne, żeby zrealizować większość wypraw opisanych w książce, powiedziałbym: nic. Albo wszystko masz, albo mają to twoi znajomi. Pożycz od nich. Jeśli masz trochę wolnych środków, zacząłbym od dobrych butów trekingowych, karimaty i ciepłego śpiwora. Ale dobry śpiwór będzie ci potrzebny tylko, jeśli będziesz chciał spać na dziko także jesienią i zimą, na wiosnę i lato wystarczy tańsza wersja podstawowa. Poza tym można się dogrzać domowym sposobami: przed pójściem spać napić się gorącej herbaty i najeść się, żeby organizm miał z czego produkować energię; włożyć do śpiwora termos z gorącą wodą, założyć czapkę, skarpetki, osłonić szyję, generalnie ciepło się ubrać. To powinno podnieść temperaturę w śpiworze na tyle, żebyś mógł przespać noc. Może nie będzie to najbardziej komfortowa noc w twoim życiu, ale będzie w lesie.

Generalnie: nie twórz sobie wymówek, twórz rozwiązania. Prawie każdy profesjonalny sprzęt da się zastąpić tańszym rozwiązaniem. Brak pieniędzy nie powinien cię powstrzymać przed przeżyciem przygody.

Więcej o sprzęcie i nie tylko przeczytasz w mojej książce „Mikrowyprawy w wielkim mieście”. Kupisz ją tutaj: http://tiny.pl/g6chf

Artykuł O sprzęcie – cz.3/3 pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-3-3/feed/ 0 324
O sprzęcie – cz. 2/3 https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-2-3/ https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-2-3/#respond Thu, 19 Jul 2018 14:05:17 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=320 Ze mną na razie jest tak, że muszę naprawdę ostro walczyć, żeby nie kupować sprzętu, który nie jest mi potrzebny, a w kontekście tego, na co już się decyduję, kupować to, co będzie odpowiednie do warunków, w których będę działał. Dlatego jeśli jeżdżę w polskie Tatry nie ma sensu, żebym kupował śpiwór w Himalaje; jeśli jadę do lasu pod miasto, szanse są mikroskopijne, że trafi mi się burza, której odpór da GORE-TEX XCR. Kiedy wyjeżdżałem w swoją pierwszą podróż miałem […]

Artykuł O sprzęcie – cz. 2/3 pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Ze mną na razie jest tak, że muszę naprawdę ostro walczyć, żeby nie kupować sprzętu, który nie jest mi potrzebny, a w kontekście tego, na co już się decyduję, kupować to, co będzie odpowiednie do warunków, w których będę działał. Dlatego jeśli jeżdżę w polskie Tatry nie ma sensu, żebym kupował śpiwór w Himalaje; jeśli jadę do lasu pod miasto, szanse są mikroskopijne, że trafi mi się burza, której odpór da GORE-TEX XCR.

Kiedy wyjeżdżałem w swoją pierwszą podróż miałem ze sobą stary, harcerski plecak z lat 80-tych z pozszywanymi przeze mnie paskami, mały, szkolny plecak i pożyczony namiot, zresztą prawdopodobnie kupiony w markecie. Moim jedynym specjalistycznym sprzętem była menażka i tani śpiwór. Nie miałem ze sobą nawet palnika gazowego, na którym mógłbym coś ugotować. Co wieczór robiłem małe ogniska, na których gotowałem wodę na herbatę albo makaron. Z takim wyposażeniem i czterema stówami w kieszeni przez dwa miesiące, autostopem jeździłem po południowej Francji. Wspominam ten czas jako jedną z najlepszych podróży w moim życiu.

Na kolejną wybrałem się do Ameryki Południowej. To już miała być podróż z prawdziwego zdarzenia, więc chciałem się obkupić. Wydałem trzy tysiące złotych na buty, plecak, kurtkę, spodnie przeciwdeszczowe (bezużyteczne), palnik do gazu i kilka innych drobiazgów. I strasznie potem tego żałowałem. Trzeba było kupić dobre buty i kurtkę, odkupić od kogoś używany plecak, a za resztę pieniędzy dłużej włóczyć się po Patagonii. Zamiast dwóch i pół, spędzić tam trzy, albo cztery miesiące.

Od kiedy zacząłem na poważnie podróżować minęło czternaście lat. Dopiero teraz dochodzę do momentu, w którym mam sprzęt pozwalający mi na wyjazd praktycznie w każdy zakątek na świecie. I żeby była jasność: to nie jest tak, że uważam, że nie powinniście inwestować w sprzęt. Absolutnie nie. W sprzęt trzeba inwestować, bo od niego często zależy zdrowie i życie. Jak już ruszycie na poważniejsze wyprawy, ekstremalnie ważne będzie to, żebyście mieli dobre buty, kurtkę i plecak, żebyście mieli sprzęt, który was nie zawiedzie. Wasze zdrowie i bezpieczeństwo jest warte tych pieniędzy.

Dochodzi do tego jeszcze aspekt praktyczny: kiedy mówiłem moim znajomym, że kupiłem buty za 600 zł, pukali się w czoło. Pewnie z boku zakrawa na szaleństwo kupowanie tak drogich butów, ale jak się temu dobrze przyjrzeć to jedyna rozsądna opcja. Takie buty starczają na trzy-cztery lata chodzenia, a jak ktoś rzadko jeździ, to na dłużej. To samo odnosi się do reszty sprzętu. W przypadku ciuchów wyprawowych cena to raczej inwestycja niż koszt.

Więcej o sprzęcie i nie tylko przeczytasz w mojej książce „Mikrowyprawy w wielkim mieście”. Kupisz ją tutaj: http://tiny.pl/g6chf

Artykuł O sprzęcie – cz. 2/3 pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-2-3/feed/ 0 320
O sprzęcie – cz. 1/3 https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-1-3/ https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-1-3/#respond Thu, 19 Jul 2018 13:50:44 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=315 Kiedyś rozmawiałem z Jarkiem Żurawskim, himalaistą. Opowiadał mi i swoim synu i jego koledze; chłopaki co rusz kupowali nowy sprzęt, droższy i lepszy od poprzedniego. Wydawali na niego sporo pieniędzy i byli naprawdę bardzo dobrze wyposażeni. Ale kiedy Jarek zapytał się ich, co ciekawego z nim zrobili? na co weszli? gdzie pojechali? zaległa cisza. Mieli masę drogiego sprzętu i niewiele osiągnięć na koncie. Rozumiem ich, sam jestem uzależniony od kupowania sprzętu. Kiedy wchodzę do sklepu sportowego czuję się jak dziecko […]

Artykuł O sprzęcie – cz. 1/3 pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Kiedyś rozmawiałem z Jarkiem Żurawskim, himalaistą. Opowiadał mi i swoim synu i jego koledze; chłopaki co rusz kupowali nowy sprzęt, droższy i lepszy od poprzedniego. Wydawali na niego sporo pieniędzy i byli naprawdę bardzo dobrze wyposażeni. Ale kiedy Jarek zapytał się ich, co ciekawego z nim zrobili? na co weszli? gdzie pojechali? zaległa cisza. Mieli masę drogiego sprzętu i niewiele osiągnięć na koncie.

Rozumiem ich, sam jestem uzależniony od kupowania sprzętu. Kiedy wchodzę do sklepu sportowego czuję się jak dziecko w magazynie z zabawkami. Nagle wszystko jest mi potrzebne i wszystko mi się podoba. Kurtka z trzy warstwową membraną z GORE-TEX-u XCR za trzy tysiące – chcę; śpiwór zapewniający komfort przy minus siedemnastu za dwa tysiące – chcę; kurtka puchowa na arktyczne warunki – k o n i e c z n i e ! Czy wybieram się w Himalaje, na Antarktydę albo w lasy deszczowe? Nie. Czy potrzebuję tego sprzętu? Nie.

Wiem jak to działa: im lepszy będę miał sprzęt, tym fajniejszym będę podróżnikiem. Z prawdziwego zdarzenia, takim, co już niejedno przeszedł. Ale to jest tak jak z aparatami fotograficznymi, nie liczy się za ile tysięcy kupiłeś lustrzankę, ale czy masz dar do obserwacji, potrafisz kadrować i pracować ze światłem. Strasznie drogi obiektyw nie uczyni cię lepszym fotografem. Dopiero kiedy już będziesz dobrym fotografem, powinieneś go sobie kupić, żeby dalej się rozwijać. Tak samo jest w podróżowaniu – drogi sprzęt nie uczyni cię lepszym podróżnikiem. Najpierw się napodróżuj, zobacz czy to jest to, co chcesz robić, a kiedy stwierdzisz, że tak i że chcesz jeździć w coraz trudniejsze tereny, kup co jest ci potrzebne.

Więcej o sprzęcie i nie tylko przeczytasz w mojej książce „Mikrowyprawy w wielkim mieście”. Kupisz ją tutaj: http://tiny.pl/g6chf

Artykuł O sprzęcie – cz. 1/3 pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-1-3/feed/ 0 315
Kajakiem górskim na Dunajcu https://fundacjadziko.org/kajakiem-gorskim-na-dunajcu/ https://fundacjadziko.org/kajakiem-gorskim-na-dunajcu/#respond Tue, 05 Jun 2018 11:15:53 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=277 Na polskich rzekach wieje nudą. Świetnie nadają się na spokojny, niedzielny spływ z rodziną ale czasami człowiek potrzebują większych emocji. Od kiedy zobaczyłem kajakarzy górskich w Norwegii zamarzyło mi się żeby tak śmigać po rzekach: skakać z wodospadów, przedzierać się przez bulgoczącą wodę i czuć jak krew w żyłach zastępuje mi adrenalina. Musiało minąć 10 lat żebym spróbował i to na jedynej rzece w Polsce, która się do tego nadaje. Pewnie kojarzycie Dunajec ze spływami tratwą? No to powiem Wam, […]

Artykuł Kajakiem górskim na Dunajcu pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Na polskich rzekach wieje nudą. Świetnie nadają się na spokojny, niedzielny spływ z rodziną ale czasami człowiek potrzebują większych emocji. Od kiedy zobaczyłem kajakarzy górskich w Norwegii zamarzyło mi się żeby tak śmigać po rzekach: skakać z wodospadów, przedzierać się przez bulgoczącą wodę i czuć jak krew w żyłach zastępuje mi adrenalina. Musiało minąć 10 lat żebym spróbował i to na jedynej rzece w Polsce, która się do tego nadaje.

Pewnie kojarzycie Dunajec ze spływami tratwą? No to powiem Wam, że można tam spływać też kajakiem górskim. Jaka jest różnica? Emocje, adrenalina i przygoda. Taka! 🙂 Kajak górski jest trochę inny – krótszy i bardziej zwrotny, a rzeka bardziej szalona. Chociaż Dunajec, w 6 stopniowej skali to prościutka jedynka, najadłem się strachu.

Najtrudniejsze były wywrotki, które – nie ma siły – amatorom się zdarzają. Myślisz, że toniesz, że już po tobie, a pod wodą jesteś z 10 minut. Potem, kiedy wyjdziesz na powierzchnię okazuje się, że do góry dnem byłeś… sekundę. Ale co ja Wam będę opowiadał, sami zobaczcie!

Mikrowyprawy – kajakiem po Dunajcu

Materiał: Dzień dobry TVN

Artykuł Kajakiem górskim na Dunajcu pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/kajakiem-gorskim-na-dunajcu/feed/ 0 277
Odpoczynek stał się najgorszą zbrodnią https://fundacjadziko.org/odpoczynek-stal-sie-najgorsza-zbrodnia/ https://fundacjadziko.org/odpoczynek-stal-sie-najgorsza-zbrodnia/#respond Thu, 29 Jun 2017 15:27:32 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=189 Moi znajomi przerwy w pracy spędzają w kiblu. Kumplom mówią: „Jakby co, nie wiesz gdzie jestem”. Chowają się, bo chcą odpocząć, a żeby to zrobić, grają na telefonach w „Hearthstone”. Są tak zaawansowani, że wkrótce uda im się opanować równoczesne granie i sikanie do pisuaru.  Mam podobnie. Co prawda nie sikam z telefonem w ręce, ale sięgam po niego jak nałogowiec. Przerwa od pracy przy komputerze? Kładę się na kanapie i przeglądam newsy albo fejsa w komórce. Koniec roboty przy […]

Artykuł Odpoczynek stał się najgorszą zbrodnią pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Moi znajomi przerwy w pracy spędzają w kiblu. Kumplom mówią: „Jakby co, nie wiesz gdzie jestem”. Chowają się, bo chcą odpocząć, a żeby to zrobić, grają na telefonach w „Hearthstone”. Są tak zaawansowani, że wkrótce uda im się opanować równoczesne granie i sikanie do pisuaru. 

Mam podobnie. Co prawda nie sikam z telefonem w ręce, ale sięgam po niego jak nałogowiec. Przerwa od pracy przy komputerze? Kładę się na kanapie i przeglądam newsy albo fejsa w komórce. Koniec roboty przy biurku? Biorę telefon i oglądam zdjęcia na Instagramie.

Wiem, że nie jestem sam. Według badań naukowców z Uniwersytetu w Lancaster w Wielkiej Brytanii przeciętnie korzystamy z komórki 5 godzin dziennie i zerkamy na nią 85 razy. (naukowcy wliczyli m.in. sprawdzanie godziny, słuchanie muzyki, dzwonienie, sprawdzanie aplikacji itp.)

Dlaczego przerwa z telefonem w kiblu to nie przerwa? A czy przerwą dla faceta, który kopie rowy, jest zamiana łopaty na widły? 

W mojej książce, „Mikrowyprawy w wielkim mieście”, rozmawiam z dr. hab Maciejem Błaszakiem, kognitywistą (nauka o mózgu, umyśle i zmysłach), który tłumaczy w czym problem:

Mózg powstał w warunkach, kiedy liczba informacji do przetworzenia była wielokrotnie mniejsza niż dzisiaj. Żyjemy w środowisku przeładowanym informacjami. Szacuje się, że jeśli weźmie pan do ręki czasopismo typu „Harvard Business Review”, to liczba informacji tam zawarta będzie równa temu, co przez całe życie mógł opanować mieszkaniec XVII-wiecznej Anglii. 

Mówiąc w skrócie: mamy mózgi jaskiniowców o pojemności jednej taczki, a próbujemy je wypełnić wywrotką informacji.

Żebyśmy mogli odpocząć potrzebujemy nic nie robić. Musimy przełączyć mózgi, w stan, który Ulrich Schnabel, autor książki „Sztuka leniuchowania” nazywa „wolnym biegiem”: to czas, w którym nie zarzucamy się nowymi informacjami. Nie wchodzimy na fejsa, nie oglądamy zdjęć, nie gramy. To czas, w którym leniuchujemy.

Problem w tym, że leniuchowanie, w społeczeństwie nastawionym na sukces i efektywność, stało się najgorszą zbrodnią. 

Nic nie robisz? Jesteś bezużyteczny. Nie palisz fajki na przerwie? Znaczy, że nie potrzebujesz przerwy. Nie siedzisz przed komputerem? Obijasz się.

Brzmi znajomo? Nie trzeba mieć surowego szefa żeby to usłyszeć. Staliśmy się własnymi katami. Wiem, bo sam tak się ze sobą obchodzę. Stąd sięganie po komórkę w czasie wolnym: to usprawiedliwienie przed samym sobą, że się nie obijam. Ale prawda jest taka, że ani wtedy tak naprawdę nie odpoczywam, ani nie pracuję. A im częściej to robię, tym bardziej jestem zmęczony, mniej kreatywny i produktywny. (a kasę jednak trzeba zarobić)

Jak się ratować? Zmienić całkowicie swoje przyzwyczajenia jest strasznie trudno. Szukałem pośredniej drogi, jakiegoś kompromisu i znalazłem go dzięki dr. hab. Maciejowi Błaszakowi: działaj ale offline.

Problemy współczesnego człowieka wynikają z tego, że jesteśmy przeintelektualizowani. Posługujemy się wyłącznie mózgiem, a ciało odstawiliśmy na bok. (…) Działania typu rzeźbiarstwo, taniec, balet, teatr kukiełkowy angażują człowieka poznawczo. („Mikrowyprawy w wielkim mieście”)

I przy okazji: relaksują. W mikroprzerwach, które robię od pracy nie mam czasu na teatr czy balet (poza tym: wyobrażacie sobie 100 kg faceta w rajtuzach?), za to mam czas na rzeźbienie.

 

To nawet za dużo powiedziane: na dłubanie w drewnie. I tak, od jakiegoś czasu w przerwach zamiast telefonu biorę kawałek drewna do ręki – wystarczy zwykły kijek – i strugam. Nie musi coś z tego wyjść, tym bardziej, że jestem antytalentem artystycznym, ale chodzi o samą czynność. Stąd te sterty trocin, którymi ostatnio zasypywałem was na fejsie. Zamiast siedzieć w komórce, siedzę w trocinach.

Na mnie działa. Efekt uboczny jest taki, że obok biurka leży sterta drewna 😛 

Chcecie spróbować?

Wstawcie w komentarzu pod postem zdjęcie miejsca, w którym będziecie dłubać w drewnie – wystarczy fotka biura + kawałek drewna. W jakiej formie to zrobicie, co dokładnie będzie na zdjęciu – decyzja należy do Was. Wybiorę dwa najfajniejsze ujęcia, które razem z Victorinox nagrodzę scyzorykiem-ikoną: czerwonym Climberem!

PS. Zdjęcia można zgłaszać do 6.07.2017 r. do północy. Do dzieła! 🙂

Artykuł Odpoczynek stał się najgorszą zbrodnią pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/odpoczynek-stal-sie-najgorsza-zbrodnia/feed/ 0 189