granica - Mikrowyprawy https://fundacjadziko.org/tag/granica/ Przygoda jest w nas! Wed, 09 Mar 2022 13:24:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.8.2 https://i0.wp.com/www.fundacjadziko.org/wp-content/uploads/2017/08/cropped-favicon2.png?fit=32%2C32&ssl=1 granica - Mikrowyprawy https://fundacjadziko.org/tag/granica/ 32 32 154104200 Jak jest na granicy? https://fundacjadziko.org/jak-jest-na-granicy/ https://fundacjadziko.org/jak-jest-na-granicy/#respond Wed, 09 Mar 2022 13:24:33 +0000 https://fundacjadziko.org/?p=14452 Pierwsze, co się rzuca w oczy to samochody. Te na polskich rejestracjach załadowane po dach pieluchami, jedzeniem, wodą. Te na ukraińskich - puste, ciche.

Artykuł Jak jest na granicy? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Pierwsze, co się rzuca w oczy to samochody. Te na polskich rejestracjach załadowane po dach pieluchami, jedzeniem, wodą. Te na ukraińskich – puste, ciche.

Często dostawczaki i półciężarówki, które jeszcze kilka dni temu pracowały na budowach w całej Polsce. W tych pierwszych jechali Polacy pomagać na granicy, w tych drugich ukraińscy mężczyźni na wojnę.

Po wybuchu wojny trudno było mi podpisywać kolejną petycję, albo iść w kolejnym marszu. Kilka lat temu straciłem wiarę w ich siłę. Tym bardziej nie chciałem siedzieć na kanapie i scrollować newsów z frontu. Chciałem na coś się przydać.

Podobnie jak dziesiątki osób, które albo przynosiły dary do siedziby Strajku Kobiet w Warszawie (jak byście chcieli donieść – Wiejska 16/40), albo ofiarowały swój czas i samochód żeby przewieźć je na granicę. 

Najbardziej ujmujące było to, że przekrój pomagających był szeroki. To nie była tylko alternatywna młodzież, która zawsze rwie się do działania ale ojcowie z dziećmi, kobiety w ciąży i odpicowane pańcie, które podjeżdżały wypucowanym mercem. 

Czasami nawet nie zdążyli wnieść rzeczy do biura, bo na parkingu – wodę, podpaski czy jedzenie – przechwytywali wolontariusze i jechali z nimi do Zosina, Krościenka czy Medyki.

Im bliżej granicy, tym dłuższy był ciąg samochodów jadący na zachód i tym droższe paliwo na stacji. Dla małych, prywatnych punktów (i jak się okazało – dla BP) to hossa. Niemoralna ale jednak.

W punkcie pomocy uchodźcom w Dorohusku zgiełk jak w dzień targowy. Mnóstwo samochodów, mnóstwo rzeczy, ludzi, przepakowywania, rozmów, kłótni, próby ogarnięcia tego chaosu.

Okazuje się, że moje rzeczy nie są potrzebne tutaj, ale 40 minut na zachód. W szkole w Rejwach, którą przekształcono na noclegownię dla uchodźców.

Przy okazji: Mógłbyś zostać na noc na granicy? Potrzebujemy kogoś do wydawania posiłków – pyta koordynatorka pomocy.

Zrzuciłem rzeczy w Rejwach i o 22:00 wróciłem na granicę do Dorohuska.

W poczekalni, po wbiciu wizy w paszport, Ukraińcy wchodzili prosto na nas. Na stół zastawiony ciepłą zupą, herbatą, słodyczami, kanapkami i przekąskami. Kto zapomniał pieluch dla dziecka, dostawał pieluchy, komu zaczął się okres – podpaski i tabletki przeciwbólowe, kto nie miał pasty i szczoteczki – dostawał i to.

Przez większość nocy zagryzałem usta. Kiedy tylko przez chwilę patrzyłem w oczy tym ludziom, zaczynałem płakać. A nie wypadało. To oni stracili domy, dzieciństwo i mężów. Więc zatrzymywałem wzrok na ich podbródkach, a kiedy było zbyt ciężko, wychodziłem na dwór rozkleić się tak, żeby nikt nie widział.

Powiedziałem im, że jak nie zjedzą zupy, to nie wjadą do Polski – mówi jeden z pograniczników, który roznosi miski z zupą po autobusach.

Przez granicę przechodziły same matki z dziećmi. Najstarsi chłopcy mieli może 15-16 lat. Mężczyźni byli tylko kierowcami autobusów. Reszta walczyła na wojnie.

W ciągu nocy przez nasz punkt przewinęło się ok. 2000 osób, a byliśmy tylko jednym z sześciu-siedmiu pasów, którymi wjeżdżały samochody. Po wschodzie słońca ruch się uspokoił, a w moje miejsce przyszli nowi wolontariusze.

Pan nie płaci – powiedziała właścicielka, kiedy usłyszała skąd wracam.

Zapłaciłem. Pieniądze jej się przydadzą. Oprócz mnie, za darmo przyjmowała samych Ukraińców.

Artykuł Jak jest na granicy? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/jak-jest-na-granicy/feed/ 0 14452
Czy to powinien być Park Narodowy? https://fundacjadziko.org/czy-to-powinien-byc-park-narodowy/ https://fundacjadziko.org/czy-to-powinien-byc-park-narodowy/#respond Thu, 15 Apr 2021 11:10:45 +0000 https://fundacjadziko.org/?p=7980 Zalew Siemianówka ma dla mnie tyle seksapilu, co kupa z liściem. Nudne, nasadzone lasy sosnowe z gęsto nawtykanymi domkami letniskowymi. Tylko dlaczego na trzy dni zgubili się tutaj żołnierze sił specjalnych? Jakiś czas temu siedziałem przez tydzień w bardzo przyjemnej agro – „Cisówka 69” na pn-wsch obrzeżach zalewu. Franek, jej właściciel sprzedał mi tajemnicę: Mokradła pomiędzy zalewem, a granicą z Białorusią to jedne z najpiękniejszych miejsc w tej części Podlasia.  Następnego dnia założyliśmy rakiety śnieżne (był styczeń) i ruszyliśmy je […]

Artykuł Czy to powinien być Park Narodowy? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>

Zalew Siemianówka ma dla mnie tyle seksapilu, co kupa z liściem. Nudne, nasadzone lasy sosnowe z gęsto nawtykanymi domkami letniskowymi. Tylko dlaczego na trzy dni zgubili się tutaj żołnierze sił specjalnych?

Jakiś czas temu siedziałem przez tydzień w bardzo przyjemnej agro – „Cisówka 69” na pn-wsch obrzeżach zalewu. Franek, jej właściciel sprzedał mi tajemnicę:

Mokradła pomiędzy zalewem, a granicą z Białorusią to jedne z najpiękniejszych miejsc w tej części Podlasia. 

Zima na mokradłach Siemianówka

Następnego dnia założyliśmy rakiety śnieżne (był styczeń) i ruszyliśmy je eksplorować. W okolicy żywego ducha. Tylko pociągi towarowe przejeżdżające na Białoruś i patrol Straży Granicznej. 

Dzień dobry, panowie na liczenie żubrów? – pogranicznicy wzięli nas za pracowników parku, którzy, jak co roku, w terenie liczyli żubry. 

Nie, nie. My tak tylko się powłóczyć. 

Później dowiedziałem się, że pogranicznicy nie przepadają za tym rejonem. Jest trudno dostępny, więc upatrzyli go sobie przemytnicy ludzi. Co jakiś czas udaje im się przemknąć i wtedy jest hryja. Wybierając się w ten rejon lepiej zadzwońcie wcześniej do SG Narewka i uprzedźcie o swojej obecności. Inaczej poderwiecie na nogi całą straż graniczną.

Szliśmy z Frankiem groblą, po bokach której rozlewały się zamarznięte mokradła porośnięte trzciną. Piaszczyste wysepki porastały kępki brzóz i sosen. Drogę często zagradzały nam gęste łoziny obgryzione przez łosie. To była piękna, dzika pustka. Znaleźliśmy tropy lisa, wydry i żeremie bobra, a ja zakochałem się w tym miejscu. Powiedziałem sobie, że muszę tutaj wrócić. 

Porosty, to tzw. bioindykatory – im większe, tym czystsze powietrze
Korzenie olsów zawsze kojarzą mi się z kosmitami

Obszar jest ogromny, z grubsza ma tysiąc hektarów. Kiedy kilka lat temu weszła tutaj na trening ekipa z sił specjalnych, przez trzy dni nie mogli znaleźć drogi powrotnej. Ja na początek wziąłem na tapetę łatwiejszy, pd-wsch odcinek mokradeł.

Wilcza kupa, tzw. mars (if you know, you know 😉 )
Rozdrapywanie gleby to jedna z wilczych metod na znaczenie terytorium

Chwilę po wyjściu z samochodu wiedziałem, że było warto. Na drodze znalazłem świeżą wilczą kupę i rozdrapaną ziemię (m.in. tak wilki znaczą teren). W trzcinach siedziały dzikie gęsi, kaczki i łabędzie. A już po kilku krokach znalazłem pierwsze, objedzone przez wilki kości łosia albo jelenia. 

Głównie patrzyłem pod nogi, szukając tropów ale także dlatego, że w kwietniu teren był wyjątkowo mokry. Moje kalosze do kolan często były za krótkie i musiałem obchodzić rozlewiska kępami traw. 

Za każdym razem jednak, kiedy podnosiłem głowę było warto. Za pierwszym, szczęka opadła mi do ziemi: do lotu podniósł się ogromny bielik. Śledziłem go przez lornetkę z rozdziawionymi w zachwycie ustami. Bielika widziałem raz, ale potem oglądałem jeszcze kilka innych drapieżników w akcji. 

Im byłem bliżej granicy, tym robiło się bardziej sucho. Kusił mnie lasek na północ ode mnie, ale żeby do niego dotrzeć, musiałbym przepłynąć Narew. A przy plus dwa i silnym wietrze, nie bardzo mi się to uśmiechało. Szedłem tak, jak rozlewiska pozwalały. 

Wilki zwykle stawiają łapę na łapę
Kręgosłup – obstawiam, że – łosia

Najpierw znalazłem kolejne, objedzone czaszki zwierząt, pióra i kości, a później trafiłem na wilka. Szkoda tylko, że szybko uciekł do lasu. Nie zdążyliśmy się sobą pozachwycać. Jednak dwieście metrów od samej granicy, znalazłem świeże, wilcze odchody i piękne tropy odciśnięte w błocie.

Nad granicą jest zawsze najciekawiej – mówi Joao, mój przyjaciel i przewodnik po Białowieży.

Oprócz kręgosłupa, znalazłem także czaszkę łosia (a przynajmniej kolejny raz obstawiam tego zwierza 🙂 )

I rzeczywiście, jest coś magicznego w takim miejscu. Im bliżej byłem żółtych, białoruskich słupków granicznych, tym bardziej byłem podekscytowany i tym więcej widziałem: zwierząt, tropów i ptaków. Wtedy zakołatała mi w głowie jedna myśl: 

– Czy ten obszar nie powinien być częścią Białowieskiego Parku Narodowego? 

Artykuł Czy to powinien być Park Narodowy? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/czy-to-powinien-byc-park-narodowy/feed/ 0 7980