odpoczynek - Mikrowyprawy https://fundacjadziko.org/tag/odpoczynek/ Przygoda jest w nas! Thu, 29 Aug 2024 15:16:41 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.8.2 https://i0.wp.com/www.fundacjadziko.org/wp-content/uploads/2017/08/cropped-favicon2.png?fit=32%2C32&ssl=1 odpoczynek - Mikrowyprawy https://fundacjadziko.org/tag/odpoczynek/ 32 32 154104200 Kiedy dzieją się cuda https://fundacjadziko.org/kiedy-dzieja-sie-cuda/ https://fundacjadziko.org/kiedy-dzieja-sie-cuda/#respond Tue, 26 Sep 2023 13:22:07 +0000 https://fundacjadziko.org/?p=15361 Mieszkając w Norwegii, w przerwie od pracy pakowałem lunch do pudełka, wsiadałem w canoe i wypływałem na środek fiordu. Moczyłem nogi w zimnej, morskiej wodzie i jadłem gapiąc się na okoliczne góry.

Artykuł Kiedy dzieją się cuda pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Mieszkając w Norwegii, w przerwie od pracy pakowałem lunch do pudełka, wsiadałem w canoe i wypływałem na środek fiordu. Moczyłem nogi w zimnej, morskiej wodzie i jadłem gapiąc się na okoliczne góry.

[post powstał we współpracy z @Dacia_pl #współpracareklamowa #PrzygodaWDacii #DaciaJogger #ChwileZDacią #ŻyjZDacią]

Któregoś razu znudziło mi się chodzenie do pracy, roweru nie miałem, więc wsiadałem rano w kajak i wiosłowałem do hotelu, w którym byłem kelnerem. Dwa kilometry rano i dwa kilometry wieczorem. Szukałem każdego sposobu na to, żeby urozmaicić sobie życie. Nic mnie tak nie nudzi jak powtarzalność obowiązków i szarzyzna dnia codziennego.

Po powrocie do Warszawy, próbowałem przenieść ten zwyczaj na nasz grunt, więc zacząłem pływać na desce Stand Up Paddle (SUP), wiosłować packraftem i wyszukiwać zielonej drogi do pracy. Z Mokotowa do Centrum szedłem wyszukując ścieżki tylko parkami. W ten sposób, za jednym razem serwowałem sobie odpoczynek, ćwiczenia i medytację.

Teraz, kiedy mieszkam na Mazurach i zawodowo zajmuję się tropieniem wilków, jest mi o niebo łatwiej. Ale nadal duża część pracy odbywa się przy komputerze (chociaż z Instagrama wynikałoby, że moje życie to ciągła przygoda i podróże) i muszę walczyć o to, żeby nie wpaść w szarą rutynę. Dlatego po pracy, jeździmy nad jezioro, których wokół mnóstwo, do lasu albo nad rzekę. Mazurskie rzeki nie są tak spektakularne jak mazowieckie – szerokie i potężne – czy podhalańskie – rwące, górskie – to raczej wąskie, kręte, czasami bagniste cieki z poprzewracanymi drzewami. Swoimi rozmiarami nie robią wrażenia, ale nadrabiają poziomem dzikości.

Tym razem wybraliśmy się nad niewielką rzeczkę, bardziej nawet strumyk, które meandruje przez lasy w powiecie Ełckim. Odebraliśmy Jagnę z przedszkola i pomknęliśmy w teren. Nad sam strumyk można dojechać asfaltówką, więc opcja „Extended Grip”, która wspomaga jazdę po szutrówkach tym razem się nie przydała, ale za to skorzystaliśmy z nawigacji, która wyraźnie wyświetla się na dużym, 8 calowym ekranie.

Jestem specyficznym podróżnikiem, bo chociaż uwielbiam być w drodze, to nie znoszę się pakować. Dlatego mój ulubiony bagaż to torby typu „duffel bag”, które są superodpornym workiem, do którego wrzucam wszystko jak leci. Podobną funkcję ma u mnie bagażnik, który musi być duży, żebym mógł do niego jak najwięcej załadować. A wierzcie mi, outdoorowa rodzina naprawdę ma mnóstwo sprzętu.

Packraft (ponton wyprawowy), na którym mieliśmy pływać, bez powietrza mieści się w torbie, która spokojnie wchodzi bagażnika Dacii Jogger, ale napompowany, to już kawał bagażu, więc jechał z nami na dachu, przywiązany do relingów.

Safety first, szczególnie jak uprawiacie przygody z dzieckiem, więc Jagna obowiązkowo dostała swoją kamizelkę asekuracyjną i wiosło. Najpierw zwodowałem packraft, a potem przeniosłem Jagnę przez błoto i wskoczyliśmy na pokład.

Ale tu pięknie! – to była jej pierwsza reakcja, która potem powtarzała się w różnych odsłonach. To
jest jeden z wielu powodów, dla których uwielbiam podróżować z dziećmi: one nawet w najmniej
spodziewanym momencie, w najzwyklejszym miejscu ze zwykłych, potrafią się zachwycić jakby stały
na szczycie Mt. Everestu.


Jagna zachwycała się wszystkim: rzęsą unoszącą się na wodzie, pajęczakami biegającymi po tafli, zatopionymi gałęziami, którymi doskonale się babrze w błocie i czarnym kolorem strumyka. Przestraszył ją tylko pająk, których boi się od czasów złowieszczej Tekli, którą zobaczyła w „Pszczółce Mai”, więc musieliśmy szybko wysiąść na brzeg i zmienić spływ na pluskanie w jeziorze.

Następnego dnia rano, zawiozłem Jagnę do przedszkola, a sam wróciłem z packraftem w teren. Tym razem chciałem popływać po jeziorku, na którym wieczorami obserwuję bobry. Chciałem się dowiedzieć, gdzie mają żeremie albo nory, żebym w przyszłości mógł je nagrać na fotopułapkę. Jeziorko znajduje się na obwodnicy naszej wsi. To bita droga, której używają głównie rolnicy z ciężkimi traktorami, które w deszczowe dni żłobią wielkie dziurska. Tym razem przydała się nie tylko funkcja „Extended Grip” ale i podniesiony prześwit, który uchronił mnie przed zerwaniem miski olejowej.

Kiedy już poradziłem sobie z większością dziur, to zatrzymało mnie drzewo powalone przez burzę poprzedniej nocy. Co prawda Dacia fabrycznie nie dodaje do Joggeera siekiery (a może warto?), ale ja jestem akurat z tych, którzy poza kołem zapasowym ma ze sobą i taki sprzęt. Siekiera to typ „mały ale wariat”, w 20 minut poradziłem sobie z drzewem i dotarłem nad jezioro.

Uwielbiam urządzać sobie mikrowyprawy w środku tygodnia, najlepiej wtedy, kiedy wszyscy siedzą w pracy, bo całe miejsce mam wtedy dla siebie. A przyroda z kolei, uwielbia ciszę. Wtedy dzieją się cuda: na spotkanie wyszedł mi żuraw i bóbr.

A jak się już schowały, opłynąłem całe jeziorko i znalazłem bobrze nory, których szukałem. Następnym razem postawię przy nich fotopułapkę!

Artykuł Kiedy dzieją się cuda pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/kiedy-dzieja-sie-cuda/feed/ 0 15361
W poszukiwaniu wilków https://fundacjadziko.org/w-poszukiwaniu-wilkow/ https://fundacjadziko.org/w-poszukiwaniu-wilkow/#respond Wed, 20 Sep 2023 13:14:20 +0000 https://fundacjadziko.org/?p=15284 Może nie mamy Kaplicy Sykstyńskiej, wieży Eiffela czy kościoła Sagrada Família, ale mamy wilki. To nasze największe złoto, najlepsza reklama fantastycznej, dzikiej, polskiej przyrody!

Artykuł W poszukiwaniu wilków pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
 Może nie mamy Kaplicy Sykstyńskiej, wieży Eiffela czy kościoła Sagrada Família, ale mamy wilki. To nasze największe złoto, najlepsza reklama fantastycznej, dzikiej, polskiej przyrody!

[post powstał we współpracy z @Dacia_pl #współpracareklamowa #PrzygodaWDacii #DaciaJogger #ChwileZDacią #ŻyjZDacią]

Pierwszy raz usłyszałem wilki w Beskidzie Żywieckim. Była noc czarna jak smoła, tylko daleko w dolinie przebijały się liche światełka ze wsi. Właśnie skończyliśmy obserwować jelenie podczas rykowiska. Zwinęliśmy czatownię (namiot obserwacyjny) i podeszliśmy pod górę, do miejsca, gdzie zaparkowaliśmy samochód.

Poszedłem jeszcze pod drzewko i wtedy usłyszałem ten dźwięk pierwszy raz w życiu. Nie byłem jeszcze świadomy, co to jest więc podszedłem do naszego przewodnika:

Co to za odgłos? – zapytałem.

To wilki wyją. Matka nawołuje się z młodymi. – odpowiedział.

A najbardziej fascynujące było to, że wyły w miejscu, w którym jeszcze kilka minut temu siedzieliśmy w czatowni. To był przełomowy moment w moim życiu. Na własnej skórze doświadczyłem prawdziwej dzikości. I to na wyciągnięcie ręki! Byliśmy zaledwie czterdzieści minut drogi od Żywca, w którym zatrzymaliśmy się na nocleg.


Krótko później rzuciłem pracę w mediach, napisałem książkę „Mikrowyprawy w wielkim mieście” i zawodowo zacząłem się zajmować wilkami. Zabierałem ludzi do lasu, opowiadałem o wilkach podczas prelekcji w i podcastach, doradzałem rolnikom, którzy chcieli zabezpieczyć swoje zwierzęta, a nocami chodziłem w teren, żeby jeszcze raz spotkać albo usłyszeć całą watahę.

Kiedy wybieraliśmy działkę pod budowę domu na Mazurach, wisienką na torcie okazały się wilcze tropy, które znaleźliśmy na jej terenie. Potem, chodząc po okolicznych lasach, przekonałem się, że to nie był przypadek, wilki przebywają w naszym sąsiedztwie na stałe!

Jagnę, pierwszy raz z żoną zabraliśmy na tropienie wilków, kiedy miała niecały roczek. Zresztą zanim nauczyła się mówić, najpierw nauczyła się warczeć jak mały wilczek. Szliśmy łąką, na której kilka dni wcześniej znalazłem kilka wilczych kup, a kiedy przystanęliśmy przy świerkowym młodniku, wybiegł przed nami wilk.

Od tego czasu w lesie jesteśmy regularnie. Jagna nauczyła się wyć do wilków, nie brzydzą jej wilcze odchody i sama szuka wilczych łap odciśniętych w piachu albo błocie.


Zwykle, pierwsze wilcze tropy znajdujemy za ostatnim domem w wiosce. Na skrzyżowaniu często znajduję ślady łap albo odchody. Tym razem udało nam się trafić tylko na lisią kupę, który sądząc po licznych pestkach, obżerał się polnymi jabłkami.


Na pobliskim wzgórku wilki lubią polować na sarny. Lokalna wataha przepędza je przez las, zagania na wzgórze, a potem zbiega za nimi w dół i dobiera się do tych, które zatrzymały się na płocie okalającym szkółkę leśną.


Tak, wilki są niesamowicie inteligentne i sprytne. Wykorzystają każdą okazję czy przeszkodę w terenie, tylko po to, żeby zwiększyć swoje szansę na sytą kolację. Na ten płot masowo nabierają się sarny. Właściwie co tydzień znajduję tam świeże ślady wilczych posiłków.


Tym razem Jagna znalazła pióra całkiem sporego ptaka, do którego musiał się dobrać wilk albo lis. Dla pierwszego to musiała być przekąska, dla drugiego posiłek na dobrych kilka dni.


Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy w kolejny „hot spot”, który wilki lubią znaczyć. Dobrze się maskowaliśmy, bo nasza Dacia miała zielony lakier cèdre idealnie wtapiający się w leśne otoczenie. Może to, a może cicho chodzący silnik na gazie (Jogger w wersji Extreme ma dwa baki: benzynowy i gazowy zapewniające 1000 km zasięgu) sprawiły, że spotkaliśmy łosia. Chwilę się na nas gapił, a potem przebiegł nam tuż przed maską.

Dojechaliśmy na wilcze skrzyżowanie, tym razem też bez szczęścia: ani śladu wilka, ale potem zrozumiałem dlaczego. Kilkaset metrów dalej leśnicy prowadzili intensywną wycinkę, więc wilki uciekły tak daleko jak tylko się dało. (To mit, że wilki nie boją się ludzi. Tysiące lat polowań nauczyły je, że człowiek, to dla nich przede wszystkim niebezpieczeństwo.)
Ale wiedziałem, że niedaleko jest lisia nora, przy której na wiosnę znalazłem wilcze tropy i od dawna chciałem tam postawić fotopułapkę. Miałem nadzieję, że wilk, po jednym z nieudanych polowań (skuteczność to tylko 10%), zgłodnieje i połasi się na łatwą zdobycz.


Podjechaliśmy tam naszą Dacią, przedarliśmy się przez zarośla chroniące dostępu i dokładnie naprzeciwko wejścia do lisiej nory przywiązałem do drzewa fotopułapkę. Zostawiliśmy ją na kilka dni, a efekty tych nagrań możecie zobaczyć na moim instagramie.

Sami zanocowaliśmy niewiele dalej. W linii prostej może był to nieco ponad kilometr. Zaparkowaliśmy Joggera na szczycie wzgórza, żeby nacieszyć się jeszcze zachodem słońca. Rozłożyliśmy tylne siedzenia, na których położyliśmy stelaż i dodawany fabrycznie materac. Ten element najbardziej podobał się Jagnie, więc ona spała w środku, a dla nas, rozstawiliśmy duży namiot dodawany do wersji Extreme Joggera.

Namiot połączony jest przez otwarty bagażnik rękawem, więc cały czas mogliśmy mieć Jagnę na oku. Ona spała, a my siedzieliśmy przy ognisku czekając na wycie wilków.

Artykuł W poszukiwaniu wilków pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/w-poszukiwaniu-wilkow/feed/ 0 15284
Jak szybko odpocząć? https://fundacjadziko.org/jak-szybko-odpoczac/ https://fundacjadziko.org/jak-szybko-odpoczac/#respond Wed, 17 Mar 2021 15:21:31 +0000 https://fundacjadziko.org/?p=7822 Niczego nie potrzebujemy teraz bardziej niż kontaktu z przyrodą. Od roku siedzimy zamknięci w domach i kto jeszcze nie zwariował, ten przynajmniej doświadczył gorszego nastroju. Natura jest jak zielona apteka, mamy już setki, jeśli nie tysiące badań, które udowadniają, że przebywanie w lesie obniża poziom stresu, spowalnia tętno, pomaga w leczeniu depresji, adhd i chorób cywilizacyjnych (rak, cukrzyca). Ja najbardziej potrzebuję się po prostu odciąć. Pobyć sam, pogapić się w przestrzeń, uciec od świata ze wszystkimi jego krzykliwymi newsami. Wyboru wielkiego […]

Artykuł Jak szybko odpocząć? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Niczego nie potrzebujemy teraz bardziej niż kontaktu z przyrodą. Od roku siedzimy zamknięci w domach i kto jeszcze nie zwariował, ten przynajmniej doświadczył gorszego nastroju.

Natura jest jak zielona apteka, mamy już setki, jeśli nie tysiące badań, które udowadniają, że przebywanie w lesie obniża poziom stresu, spowalnia tętno, pomaga w leczeniu depresji, adhd i chorób cywilizacyjnych (rak, cukrzyca).

Ja najbardziej potrzebuję się po prostu odciąć. Pobyć sam, pogapić się w przestrzeń, uciec od świata ze wszystkimi jego krzykliwymi newsami. Wyboru wielkiego nie mamy – hotele, teatry i kina częściej są zamykane niż otwierane. Na szczęście las zawsze stoi otworem, a co więcej – pogoda zaczyna nam sprzyjać, więc nawet ci, którzy najlepiej czują się pod kołdrą, mogą ruszyć w outdoor.

Chill nad ujściem Mieni do Świdra
fot. Natalia Kontraktewicz

To nie musi być żadna wielka ekspedycja. Nie musicie zrobić Iron Mana, wspinać się w lodzie czy taplać w bagnie. Co więcej – powiedziałbym nawet, że potrzebujemy czegoś zupełnie innego. Stawiałbym raczej na klimat slow: komfort, spokój i relaks. Bez wyzwań i wymagań.

Ja postawiłem na najprostsze rozwiązanie: kawę w terenie. Przygotowania są banalne, potrzebujesz: 1. kawy, 2. terenu 🙂 W wersji minimal bierzesz kawę na wynos z kawiarni, w wersji komfort przyrządzasz sobie własną w lesie. Ja wziąłem jeszcze ze sobą krzesełko, żeby nie odmrozić sobie tyłka i kilka drobiazgów, żeby kawa smakowała jak z najlepszej kawiarni:

Przez kawę wiedzie droga do szczęścia
fot. Natalia Kontraktewicz

Miejscówkę znalazłem na Google Maps, przeszukiwałem sobie zielone tereny pod Warszawą i tak odkryłem ujście Mieni do Świdra. Kawałek prawdziwej dziczy pod miastem.

Zrobienie kawy było proste jak drut – ziarna do młynka, kawa do aeropressu, zalewam ją wodą, przeciskam i voila! Gotowe 🙂 I teraz zdradzam tajemnicę – po co mi dwa kubki? Na wszelki wypadek, gdyby nie udało mi się rozpalić ogniska i zagotować wody w garnku – miał przelotnie padać deszcz, a padał grad – jeden kubek potraktowałem jako termos i wziąłem w nim gorącą wodę (do zaparzenia kawy w aeropresie wystarczy ok. 90℃). Gorącą kawę mogłem popijać już w trakcie rozpalania ogniska. Z własnego kubka smakuje znacznie lepiej i zdecydowanie bardziej eko. Zabrałem szklanego KeepCupa i kubek MiiR – obie marki działają na rzecz ekologii i ograniczenia plastiku.

A potem już tylko siedziałem przy ogniu i się resetowałem. Wystarczyły mi trzy godziny gapienia się na rzekę, żeby naładować baterię na resztę tygodnia!

fot. Natalia Kontraktewicz

Post powstał we współpracy ze specami od kawy: Coffedesk.pl

Cuda do robienia kawy w terenie możecie kupić u nich z kodem rabatowym „mikrowyprawy” dającym 20 zł rabatu przy zakupach powyżej 100 zł na całą ofertę Coffeedesk.pl

(Nie łączy się z innymi promocjami i jest ważny do 30.04.2021 r.)

Artykuł Jak szybko odpocząć? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/jak-szybko-odpoczac/feed/ 0 7822
Wagon czy plecak? – czyli jak na lekko spakować się w góry https://fundacjadziko.org/wagon-czy-plecak/ https://fundacjadziko.org/wagon-czy-plecak/#respond Tue, 14 May 2019 10:41:34 +0000 https://fundacjadziko.org/?p=7628 Kiedy pojechałem w pierwszą, wielką podróż mój plecak miał rozmiar wagonu bydlęcego. Wystawał mi ponad głowę, miał 90l i masę niepotrzebnych rzeczy w środku. Dwie pary sztruksów (druga jakby pierwsza się zabrudziła), discmana z kolekcją płyt (o wadzę worka ziemniaków), polar, koszulki, sweter… Cała szafa niepotrzebnych rzeczy. Strasznie potem cierpiałem na trekkingu w argentyńskich Andach. Od tego czasu minęło 15 lat. Co bym sobie powiedział młodemu? „Chłopie! Góry to nie pokaz mody.” Na początek podstawiłbym sobie pod nos mniejszy plecak. Dlaczego? […]

Artykuł Wagon czy plecak? – czyli jak na lekko spakować się w góry pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Kiedy pojechałem w pierwszą, wielką podróż mój plecak miał rozmiar wagonu bydlęcego. Wystawał mi ponad głowę, miał 90l i masę niepotrzebnych rzeczy w środku.
Dwie pary sztruksów (druga jakby pierwsza się zabrudziła), discmana z kolekcją płyt (o wadzę worka ziemniaków), polar, koszulki, sweter… Cała szafa niepotrzebnych rzeczy. Strasznie potem cierpiałem na trekkingu w argentyńskich Andach.

Od tego czasu minęło 15 lat. Co bym sobie powiedział młodemu? „Chłopie! Góry to nie pokaz mody.” Na początek podstawiłbym sobie pod nos mniejszy plecak. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu: im mniejsza pojemność bagażu, tym mniej do niego wrzucisz. Możesz go obwieszać kubkami, siekierami albo karimatami jak to robią harcerze lub fani survivalu, ale to nie będzie wiele ważyło. Do środka, więcej niż np. 50 l nie włożysz.

Dzisiaj, po kilkunastu latach zebranych doświadczeń potrafię się spakować w 40 litrowy plecak na dwa tygodnie, z czego jeden w chłodnej Norwegii, drugi na upalnej Sycylii. W miesięczną podróż do Patagonii biorę ze sobą pięćdziesiątkę z małym kominem, i do środka wkładam śpiwór, karimatę i namiot.

W czym tkwi tajemnica sukcesu?

To są zawsze małe zwycięstwa. Sto gram tu, sto gram tam i uzbiera się kilogram. Zresztą, zawsze powtarzam ludziom, którzy jadą ze mną w teren, że każde 100 gram w domu, to kilogram ciążący na ramionach na szlaku.

  1. Przede wszystkim szukam dla jednej rzeczy kilku zastosowań, np. kurtka puchowa może równie dobrze być poduszką, a część ciuchów w których chodzę w ciągu dnia, równie dobrze może służyć jako pidżama w nocy.
  2. Kiedy się pakuje, wszystko układam na podłodze. A potem zastanawiam się nad każdą rzeczą czy na pewno jej aby potrzebuję? Zwykle odrzucam 1/3 rzeczy.
  3. Dokładnie sprawdzam prognozę pogody, bo jeśli nie ma padać ani wiać, to po co mi namiot? Wtedy wystarczy płachta biwakowa. A latem, sama moskitiera.
  4. Nie biorę pancernych rzeczy. Grube kurtki z gore-texu dużo ważą. Wybieram lżejsze rzeczy, albo poncho (5 dni w ulewnej Szkocji) albo z kurtka z membraną ale o niższej wadze.
  5. Jeśli kupuję nowy sprzęt, to nawet jeśli muszę trochę dopłacić, zwykle wybieram ten lżejszy.
  6. Papierowe książki można zastąpić czytnikiem albo wyrywać fragmenty. Robię tak np. z przewodnikami Lonely Planet, wyrywam tylko rozdział, który jest mi potrzebny.
  7. A znam nawet takich freaków, którzy odpakowują czekoladę z papierka i obcinają rogi opakowań od żywności liofilizowanej.

Ale w końcu dochodzi się do ściany i wtedy nie ma już z czego ścinać. Gacie, koszulki i bluzę trzeba wziąć. Co wtedy? Można wziąć jedną-dwie pary zamiast trzech czy czterech.

Żeby to było możliwe większość ciuchów, z których korzystam w terenie jest wykonana z wełny merynosów. To specjalny rodzaj wełny pochodzący z owiec hodowanych głównie w Nowej Zelandii.

Cały tydzień w ciuchach z wełny merynosa (bez prania) podczas pracy na farmie owiec w Anglii

Tego rodzaju wełna ma trzy superważne dla mnie właściwości:

  1. Po pierwsze, nie „gryzie”. Włókna merynosów są trzy razy cieńsze niż włókna standardowej wełny, dzięki czemu nic mnie nie drapie i nie swędzi.
  2. Po drugie, bardzo dobrze zatrzymuje ciepło i odprowadza wilgoć. Merynosy wchłaniają nawet do 35% wilgoci, którą potem odparowują na zewnątrz. Co to oznacza? Jeśli założysz koszulkę bawełnianą i ją przepocisz, to do końca dnia będziesz chodził w mokrym t-shircie. Czyli będziesz się wychładzał, bo taka mokra koszulka działa jak zimny kompres. Z merynosami jest to niemożliwe.
  3. Po trzecie, ciuchy z wełny merynosów nie śmierdzą. Jak to jest możliwe? Tego rodzaju wełna jest bakteriostatyczna, czyli hamuje rozwój bakterii, które odpowiadają za nieprzyjemny zapach. W praktyce oznacza to tyle, że te rzeczy nie śmierdzą.

Skąd to wiem? Bo chodzę w tych ciuchach od ponad ośmiu lat. Często było tak, że miałem je na sobie ciągiem przez tydzień: podczas trekkingu w Patagonii, pracy na farmie owiec i długich, autostopowych podróży. Ostatnio nawet zrobiłem mały „crash test”: przez 24 h miałem na sobie jedną koszulkę Devolda. Najpierw na porannym treningu na nartorolkach, potem w pracy, popołudniu na drugim treningu koszykówki, a wieczorem w tej samej koszulce poszedłem do kina. Czy żona wyrzuciła mnie z domu, a ludzie w kinie przesiadali się na drugi koniec sali? Nic z tych rzeczy. Bo wełna z merynosów nie śmierdzi 🙂

Test na własnej skórze – 24 h w jednej koszulce. Dwa treningi, praca i kino. Zero smrodku 🙂

Na rynku jest kilka firm, które sprzedaje merynosy.

Ja od ponad ośmiu lat korzystam z ciuchów norweskiej firmy Devold. Dlaczego? Bo pierwsza bluza, którą kupiłem w 2010 r. nadal mi służy. Ma trochę poprzecierane rękawy, ale po 9 latach używania ma prawo 😉 Ufam tym ciuchom na tyle, że dzisiaj, w terenie mam na sobie prawie wszystko made by Devold: gacie, kalesony, czapkę, koszulkę, bluzę i skarpetki. Mają to, czego potrzebuję w terenie: są kompaktowe, jedna para wystarcza za kilka, dobrze odprowadzają wilgoć i zatrzymują wilgoć.

Dlatego, kiedy pakuję się na weekend za miastem w moim 40 litrowym plecaku najwięcej miejsca zajmuje sprzęt do spania, kuchenka i jedzenie. Ciuchy to awaryjna, jedna para na zmianę.

Artykuł Wagon czy plecak? – czyli jak na lekko spakować się w góry pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/wagon-czy-plecak/feed/ 0 7628
Dlaczego przeszedłem 40 km w mrozie, w jednej koszulce? https://fundacjadziko.org/w-mrozie-w-jednej-koszulce/ https://fundacjadziko.org/w-mrozie-w-jednej-koszulce/#comments Mon, 11 Mar 2019 18:27:06 +0000 https://fundacjadziko.org/?p=7498 Kto daje najlepsze rady w kwestii ciuchów trekkingowych? Babcia! To ona zawsze mi mówiła: ubieraj się na cebulkę. Tylko, że z tą radą jest jeden problem: już nie działa. Zwykle, kiedy szkolę ludzi jak się ubrać na trekking powtarzam im starą babciną radę: na cebulkę. Ale ta rada ma się nijak do ciuchów z wełny merynosów. Kiedy przez dwa dni, szedłem w mrozie, 40 km wzdłuż Białki, rzeki wypływającej z Tatr, miałem na sobie tylko jedną koszulkę. Ani specjalnie grubą, ani […]

Artykuł Dlaczego przeszedłem 40 km w mrozie, w jednej koszulce? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Kto daje najlepsze rady w kwestii ciuchów trekkingowych? Babcia! To ona zawsze mi mówiła: ubieraj się na cebulkę. Tylko, że z tą radą jest jeden problem: już nie działa.

Zwykle, kiedy szkolę ludzi jak się ubrać na trekking powtarzam im starą babciną radę: na cebulkę. Ale ta rada ma się nijak do ciuchów z wełny merynosów. Kiedy przez dwa dni, szedłem w mrozie, 40 km wzdłuż Białki, rzeki wypływającej z Tatr, miałem na sobie tylko jedną koszulkę. Ani specjalnie grubą, ani pancerną. Klasyczny długi rękaw, z dziurami na kciuki i stójką. Devold, model Expedition.

Pierwszy raz ten model założyłem w 2009 roku. Szedłem zimą z kumplem przez płaskowyż Hardangervidda w Norwegii, na którym panują warunki subpolarne. Powiedział mi, że albo kupię sobie Devolda albo ze mną nie idzie. Byłem studentem dla którego wydanie ponad 300 zł na ciuch było majątkiem, ale Regner zapewniał mnie, że to będą dobrze wydane pieniądze.

Koszulka wytrzymała dziewięć lat ciągłego targania po lasach, górach i pustkowiach.

Puściła kilka oczek, przetarły się rękawy ale pomimo tego, nadal spełnia swoją funkcję. Chodziłbym w niej dalej, ale z dziurami na nadgarstkach zaczynałem wyglądać niewyjściowo, więc zostawiłem ją w domu i teraz funkcjonuje jako moja piżama.

Na czym polega fenomen Expedition?

Przede wszystkim na materiale: to wełna merynosów, która pochodzi ze specjalnego gatunku owiec i ma wiele niezwykłych właściwości, o których opowiem Wam w kolejnych wpisach.

Teraz napiszę o najważniejszych czterech cechach:

  1. wchłania wilgoć (do 35% masy własnej) i bardzo dobrze odprowadza ją na zewnątrz. Dzięki temu nie zapacam się, co z kolei oznacza, że się nie wychładzam,
  2. w chłodnych warunkach, nawet gdy jest wilgotna, zatrzymuje ciepło przy ciele,
  3. chłodzi organizm kiedy jest gorąco,
  4. nie pochłania zapachów, czyli po prostu nie śmierdzi ☺ I to nawet po tygodniu intensywnego trekkingu (przetestowałem na sobie).

Druga ważna rzecz to konstrukcja. Kluczowe są trzy elementy:

  1. Przedłużone rękawy z otworami na kciuki. Kiedy je zaciągam chronię przeguby, którymi ucieka sporo ciepła, kiedy z kolei robi mi się za ciepło, zsuwam je niżej. Mogę kontrolować temperaturę ciała więc nie zapacam się, co z kolei oznacza, że się nie wychładzam.
  2. Stójka z zamkiem – najlepszy wynalazek ever! Wysoka stójka z zamkiem, który można rozpiąć aż do torsu pozwala na bardzo silną regulację ciepła. (Najwięcej, zaraz po głowie, ciepła oddajemy poprzesz szyję i tors.) Dzięki temu nie jestem mokry od potu, a więc nie wychładzam się np. na postojach, w mrozie albo na wietrze.

Model działania jest prosty: zapinam zamek i zatrzymuję ciepło, odpinam i oddaję ciepło. Podczas trekkingu            robię takie manewry po kilkadziesiąt razy. Zależy to nie tylko od pogody, ale także od tego czy podchodzę pod górę, idę po płaskim, pędzę przed siebie czy mam spacerowe tempo.

3. Przedłużony tył. Jest to o tyle ważne, że mikroruchy plecaka (w dół / w górę), powodują, że koszulka   odsłania lędźwie i nerki, które narażone są na wychłodzenie. Dłuższe plecy koszulki rozwiązują ten problem.

Tak oto dzięki ciuchom Devolda mogłem ze sobą wziąć absolutne minimum sprzętu.

W moim plecaku (50l) miałem tylko dziewięć niezbędnych rzeczy: śpiwór, karimatę, namiot, kuchenkę turystyczną, kalesony, t-shirt, puchówkę i wiatrówkę.

Podczas przejścia Białki temperatury wahały się od 0 do -10 stopni. Rano zakładałem na siebie bokserki, cienkie kalesony, t-shirt i bluzę z długim rękawem oraz lekką wiatrówkę. Po 15 minutach, kiedy rozgrzałem się marszem, zatrzymywałem się i ściągałem kalesony, t-shirt i kurtkę. Dalej szedłem w samej koszulce Expedition i cienkiej czapce. Na postojach docieplałem się puchówką, grubszą czapką, a kiedy wiało, zakładałem wiatrówkę.

I taki system Wam polecam. Dlaczego? Bo jest ultralekki, zdrowy, wielofunkcyjny oraz chroni przed przegrzaniem i wychłodzeniem.

Ciuchy Devolda kupicie w stacjonarnych sklepach outdoorowych w całej Polsce albo na stronie www.devold.pl A ja, ponieważ sam korzystam z tej marki od 2009 r., a ostatnio rozpocząłem z nimi współpracę, w kolejnych wpisach opowiem Wam o korzyściach jakie daje wełna merynosów Devolda.

Artykuł Dlaczego przeszedłem 40 km w mrozie, w jednej koszulce? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/w-mrozie-w-jednej-koszulce/feed/ 7 7498
Sylwester last minute https://fundacjadziko.org/sylwester-last-minute/ https://fundacjadziko.org/sylwester-last-minute/#respond Sat, 29 Dec 2018 09:57:14 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=7211 Widzieliście te ceny za noclegi w Sylwestra? Za taką kwotę można polecieć do Azji i z powrotem, a jak się dobrze postarać to i spędzić tydzień zagranicą. Co w takim razie robić jeśli chcecie spędzić ten czas w terenie i niekoniecznie ma to być spęd na rynku? Przygotowałem dla Was trzy propozycje: W śniegu Dwa lata temu pojechaliśmy z Asią w Tatry bez żadnego wcześniejszego przygotowania. Spakowaliśmy się, bilet kupiliśmy w dzień wyjazdu i ruszyliśmy do Zakopca. Uznaliśmy, że szczęście […]

Artykuł Sylwester last minute pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Widzieliście te ceny za noclegi w Sylwestra? Za taką kwotę można polecieć do Azji i z powrotem, a jak się dobrze postarać to i spędzić tydzień zagranicą. Co w takim razie robić jeśli chcecie spędzić ten czas w terenie i niekoniecznie ma to być spęd na rynku?

Przygotowałem dla Was trzy propozycje:

  1. W śniegu

Dwa lata temu pojechaliśmy z Asią w Tatry bez żadnego wcześniejszego przygotowania.

Spakowaliśmy się, bilet kupiliśmy w dzień wyjazdu i ruszyliśmy do Zakopca. Uznaliśmy, że szczęście na bank gdzieś się do nas uśmiechnie i znajdziemy nocleg w jednym ze schronisk. I tak też było. Na dzień przed Sylwestrem spaliśmy w Murowańcu, jak ludzie, w pokoju; w samego Sylwestra przeszliśmy zaśnieżonym szlakiem do Morskiego Oka, tam też się udało, ale tylko dzięki znajomościom i niezwykłemu szczęściu – dwie osoby nie dojechały i zwolniły się dwa łóżka; 1 stycznia, kiedy tłumy schodziły ze Schroniska Pięciu Stawów, my szliśmy w przeciwnym kierunku. Do schroniska podeszliśmy pięknym wariantem zimowym, a na miejscu czekała na nas ciepła szarlotka i wolna dwójka. Spaliśmy jak para królewska! Generalnie: nocleg zawsze się znalazł, a w ciągu dnia łaziliśmy po szlakach w śniegu po kolana. Możecie zaryzykować i spróbować szczęścia ale musicie liczyć się z tym, że będziecie spać na podłodze, albo przed schroniskiem, tak jak robi to wiele osób w Piątce.

Koszt: bilet + noclegi = powyżej 250 zł

2. Z widokiem

Jeśli chcecie nacieszyć oczy fajerwerkami ale potrzebujecie uciec z miasta w ciszę, spójrzcie na mapę.

Wybierzcie najwyższe wzniesienie w promieniu kilku kilometrów od miasta, spakujcie plecak i ruszcie na pieszą wędrówkę. Zaplanujcie marsz „zielonym szlakiem” – miejskimi parkami, pasami zieleni wzdłuż rzek i lasami. Ze wzgórza możecie podziwiać fajerwerki nad miastem, a potem albo ruszyć w drogę powrotną albo rozbić namiot i zostać na noc.

Przykładowe wzgórza? Pod Poznaniem – Łysa Góra, pod Wrocławiem – Szaniec Szwedzki, pod Łodzią – Park Krajobrazowy Wzniesień Łódzkich itd.

Koszt: 0 zł

3. W ciszy

Jeśli fajerwerki i głośne imprezy w ogóle Was nie kręcą, poszukajcie sobie samotni.

Moje ulubione są nad wodą. Uspokaja i wycisza mnie płynąca rzeka, albo płaska toń jeziora. Jezioro ma jeszcze tę zaletę, że można się na nim odciąć od całego świata. Wchodzisz na pomost, za plecami masz trzciny, a przed oczami tylko wodę. Las uchroni cię przed hałasem, wędkarzy w tym terminie raczej nie musisz się spodziewać, a noc możesz spędzić na pomoście. Sprawdź prognozę – może nie będzie padać i całą noc będziesz mógł się gapić w gwiazdy, przy gorszej – schowaj się pod płachtą lub w namiocie. Rano, kiedy się obudzisz, a nad jeziorem będą się unosić poranne mgły, będziesz miał najlepszy początek roku jaki tylko możesz sobie wymarzyć!

Koszt: 0 zł

PS. Jaki ja mam plan? W ciągu dnia pojedziemy z rodziną w teren powłóczyć się po łąkach i lasach, a wieczór spędzimy z przyjaciółmi i dzieciakami na planszówkach i obżeraniu się ciastem 🙂

Artykuł Sylwester last minute pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/sylwester-last-minute/feed/ 0 7211
Dlaczego w Szkocji nie zrobiłem ani jednego zdjęcia? https://fundacjadziko.org/dlaczego-w-szkocji-nie-zrobilem-ani-jednego-zdjecia/ https://fundacjadziko.org/dlaczego-w-szkocji-nie-zrobilem-ani-jednego-zdjecia/#respond Wed, 05 Dec 2018 14:36:11 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=7140 Nie wiem jak sobie wyobrażacie życie współczesnego podróżnika, ale jest duża szansa, że niewiele ma wspólnego z tymi wyobrażeniami. Przede wszystkim w podróży spędzamy mniej czasu niż przed komputerem. Powiedziałbym nawet, że na pisaniu, odpowiadaniu na mejle, wiadomości i posty spędzam 60% czasu. Kolejne 20% na czytaniu i wymyślaniu nowych mikrowypraw. Pozostałe 20% to podróż.   Co wcale nie znaczy, że w tej podróży jestem wolny od ekranu. Muszę zrobić zdjęcia, nagrać relację, wrzucić zdjęcia i filmy, odpowiadać na mejle, […]

Artykuł Dlaczego w Szkocji nie zrobiłem ani jednego zdjęcia? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Nie wiem jak sobie wyobrażacie życie współczesnego podróżnika, ale jest duża szansa, że niewiele ma wspólnego z tymi wyobrażeniami. Przede wszystkim w podróży spędzamy mniej czasu niż przed komputerem. Powiedziałbym nawet, że na pisaniu, odpowiadaniu na mejle, wiadomości i posty spędzam 60% czasu. Kolejne 20% na czytaniu i wymyślaniu nowych mikrowypraw. Pozostałe 20% to podróż.

 

Co wcale nie znaczy, że w tej podróży jestem wolny od ekranu. Muszę zrobić zdjęcia, nagrać relację, wrzucić zdjęcia i filmy, odpowiadać na mejle, posty i pytania. Tego siedzenia w internecie zrobiło się tak dużo, że zaczyna zjadać samą ideę jaka na początku mi przyświecała. Co więcej, w podróży powoli przestaję myśleć o ludziach i miejscach, które spotykam, a o tym, że to by się „nadawało na Fejsa”. Założę się, że większość ze współczesnych, zawodowych podróżników, ma podobny problem.

Tak jak my wszyscy. Komórki weszły już w każdy zakątek naszego życia: 50% Polaków pierwsze, co robi po przebudzeniu to nie staje przed ekspresem do kawy, tylko sięga po telefon, trzy czwarte przewija ekran przed pójściem spać, a 32% zabiera komórkę do toalety.  (Co ze starym, dobrym czytaniem etykiet na Domestosie i proszku do prania?)

 

Przyznaję się: sięgam po komórkę nawet wtedy, kiedy nie muszę. Sprawdzam internet choć nie mam po co. Przeglądam serwisy informacyjne, choć robiłem to już kilka razy wcześniej. Ale wiem też, że nie ma się co biczować. Tak jesteśmy skonstruowani. W dużym uproszczeniu: internet działa na nas jak opium. Nowe powiadomienia, lajki i wiadomości – każdy z nich to czysty narkotyk wstrzyknięty w żyłę. (sprawdźcie hasło: pętla dopaminowa). Współczesnym Pablo Escobarem jest Mark Zuckerberg, twórca Facebooka.

 

Uznałem, że nie ma innej opcji jak odciąć się totalnie. Nie obiecywać sobie, że przez godzinę nie sprawdzę telefonu, ale w ogóle nie dać sobie możliwości żeby wziąć go do ręki. Dlatego coraz częściej wychodząc na miasto, zostawiam komórkę w domu. Wydzieram sobie godzinę wolności.

 

Zastanawiałem się jak sobie z tym poradzić podczas podróży? Jak wrócić do stanu, kiedy istotą bycia w drodze było samo bycie w drodze? Czytałem badania wg. których sama obecność telefonu w pobliżu, nawet nieużywanego obniża możliwości poznawcze mózgu. W takim razie co dzieje się, kiedy go używam? Zapytałem o to dr. Macieja Błaszaka, kognitywistę z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu:

  • Rozmowa przez telefon angażuje system uwagowy związany z siecią wykonawczą kory mózgowej (central executive network). Antagonistą tej sieci jest sieć domyślna, zwana czasami siecią stanu spoczynkowego (default mode network) i to ona jest odpowiedzialna za coś, co byśmy nazwali: „uroki podróżowania”, czyli przeżycia skłaniające do refleksji, odpoczynku i pobudzające kreatywność.

 

Dlatego podczas ostatniej podróży po górach zachodniej Szkocji nie zrobiłem ani jednego zdjęcia. Rodzinie i współpracownikom powiedziałem, że przez pięć dni mnie nie ma. Jestem poza zasięgiem. Niczego nie odbieram i niczego nie nadaję. I udało się, ani razu nie włączyłem telefonu. Przestałem po niego sięgać, zajmować się tym, co w internecie, a skupiłem się na tym, co w prawdziwym życiu. Naszą ulubioną rozrywką – zamiast przewijania ekranu – było gapienie się w przestrzeń. Stawialiśmy przed schroniskiem krzesła, siadaliśmy i gapiliśmy się na góry. Na gonione przez wiatr chmury, na te ulotne chwile, kiedy na kilka sekund słońce wychodziło zza chmur i na rozmowie. Robiliśmy najważniejsze rzeczy w życiu.

Szkocja bothies

Pomimo tego, że Szkocja przeczołgała nas nieustannym deszczem i wiatrem, wróciłem wypoczęty jak nigdy. Spróbujcie, obiecuję Wam, że zakochacie się w byciu offline.

 

  • no dobra, zrobiłem jedno zdjęcie ale z gołą dupą dla żony. Nie chcecie go oglądać.

** zdjęcia ilustrujące tekst zrobił Piotr, z którym podróżowałem. Przy okazji: Piotr robi przepiękne noże kuchenne, zerknijcie. 

Artykuł Dlaczego w Szkocji nie zrobiłem ani jednego zdjęcia? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/dlaczego-w-szkocji-nie-zrobilem-ani-jednego-zdjecia/feed/ 0 7140
Dlaczego TERAZ najlepiej przyjechać do Zakopanego? https://fundacjadziko.org/dlaczego-teraz-najlepiej-przyjechac-do-zakopanego/ https://fundacjadziko.org/dlaczego-teraz-najlepiej-przyjechac-do-zakopanego/#respond Fri, 30 Nov 2018 10:06:40 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=6797 Zakopane jest jak pączek z lukrem: jak go nie ugryziesz i tak się upaćkasz. Czyli w praktyce: zawsze zatłoczony, brudny i zatkany. Dlatego, kiedy tylko przyjeżdżam w Tatry, przez Zakopane przelatuję jak tornado. Wyskakuję z pociągu, wciskam się do busa i wylewam w Kuźnicach albo na Palenicy i w góry. Z Zakopanego pamiętam tylko smród smogu i reklamozę na wjeździe. Ale tym razem, znalazłem się w Zakopanym przypadkiem, przyjechałem na konferencję sprzętową Salewy i zostałem po niej dwa dni w […]

Artykuł Dlaczego TERAZ najlepiej przyjechać do Zakopanego? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Zakopane jest jak pączek z lukrem: jak go nie ugryziesz i tak się upaćkasz. Czyli w praktyce: zawsze zatłoczony, brudny i zatkany. Dlatego, kiedy tylko przyjeżdżam w Tatry, przez Zakopane przelatuję jak tornado. Wyskakuję z pociągu, wciskam się do busa i wylewam w Kuźnicach albo na Palenicy i w góry. Z Zakopanego pamiętam tylko smród smogu i reklamozę na wjeździe.

Ornak Zakopane

Ale tym razem, znalazłem się w Zakopanym przypadkiem, przyjechałem na konferencję sprzętową Salewy i zostałem po niej dwa dni w mieście. Znalazłem piękny nocleg w starych, drewnianych wnętrzach z 1902 r. i cieszyłem się pustym miastem. Na kilka tygodni przed świętami nie ma tu nikogo! Ci, którzy przyjeżdżali jesienią, już wyjechali, a ci, którzy mają przyjechać zimą jeszcze szukają prezentów w centrach handlowych.

Krupówki są niemal puste. W knajpie Pstrąg Górski, w której zwykle jem i zwykle nie ma miejsca, siedziało siedem osób, a miejsc jest ok.100. W sklepach outdoorowych można swobodnie obejrzeć sprzęt i poradzić się sprzedawcy, a na szlakach… jak w Patagonii. Dziko i pusto. Poszedłem na spacer lajtową i zwykle zatłoczoną doliną Białego Potoku w kierunku Sarniej Skały i spotkałem cztery osoby. To samo w schroniskach: wszystkich wywiało.

Mikrowyprawy Zakopane

 

Nagle Zakopane zaczęło mi się podobać. Jeśli Wy też lubicie spokój i ciszę, górski klimat bez tłumów, koniecznie powinniście tu przyjechać jeszcze przed Świętami! Wszystko będziecie mieli na własność: Zakopane, Tatry i schroniska. Wsiadajcie w pociąg!

Artykuł Dlaczego TERAZ najlepiej przyjechać do Zakopanego? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/dlaczego-teraz-najlepiej-przyjechac-do-zakopanego/feed/ 0 6797
Co zrobić gdy spotkasz niedźwiedzia? https://fundacjadziko.org/co-zrobic-niedzwiedzia/ https://fundacjadziko.org/co-zrobic-niedzwiedzia/#respond Fri, 21 Sep 2018 10:45:46 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=326 O tym, jak zachowują się dziki zwierzęta, co się dzieje jesienią w górach i jak zachować się kiedy spotkasz niedźwiedzia rozmawiamy z Grzegorzem Leśniewskim, jednym z czołowych polskich fotografów przyrody. Łukasz Długowski, Mikrowyprawy: Co się dzieje jesienią w Bieszczadach? Grzegorz Leśniewski*: Zwierzęta powoli przygotowują się do najtrudniejszego okresu w ich życiu czyli zimy. Niedźwiedzie bardzo intensywnie żerują. jeśli jest rok nasienny buków, to na bukwi, wysoko w górach, a jeśli jest rok owocowy to penetrują dzikie sady. W tym roku […]

Artykuł Co zrobić gdy spotkasz niedźwiedzia? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
O tym, jak zachowują się dziki zwierzęta, co się dzieje jesienią w górach i jak zachować się kiedy spotkasz niedźwiedzia rozmawiamy z Grzegorzem Leśniewskim, jednym z czołowych polskich fotografów przyrody.

Łukasz Długowski, Mikrowyprawy: Co się dzieje jesienią w Bieszczadach?

Grzegorz Leśniewski*: Zwierzęta powoli przygotowują się do najtrudniejszego okresu w ich życiu czyli zimy. Niedźwiedzie bardzo intensywnie żerują. jeśli jest rok nasienny buków, to na bukwi, wysoko w górach, a jeśli jest rok owocowy to penetrują dzikie sady. W tym roku mamy urodzaj, leśniczy mówią, że od 40 lat nie było takiej obfitości dzikich owoców: jabłek grusz i śliw. Co oznacza, że niedźwiedzie przebywają głównie w dolinach.

Ł.D.: Jak często można spotkać wilka, rysia czy niedźwiedzia?

G.L.: Spacerując – bardzo rzadko. Na kilkaset tysięcy turystów rocznie w Bieszczadach, udaje się to tylko kilku. Po raz pierwszy udało mi się zaobserwować niedźwiedzia dopiero po dwóch latach pracy w lesie! I to nie przypadkiem! Wiedziałem, że wieczorem wychodzą na poletko łowieckie, gdzie były dokarmiane dziki i tam na nie czekałem.

W odróżnieniu od tatrzańskich, bieszczadzkie niedźwiedzie nie żerują nad górną granicą lasu, czyli na otwartej przestrzeni. Bieszczadzkie głównie przebywają w dolinach, do górnej granicy lasu. Po połoninach chodzą bardzo rzadko i to tylko w nocy. Dlatego w Bieszczadach najczęściej widzimy głównie ich ślady: tropy, obgryzione drzewa, szczątki upolowanych zwierząt, ślady pazurów na drzewach pokazujące granice ich rewirów.

Ł.D.: Jak niedźwiedź reaguje, kiedy wyczuje albo zobaczy człowieka?

G.L.: Ucieka. A potrafi wyczuć człowieka z kilkuset metrów. Jeśli grupa ludzi idzie górami i są czytelni – zapachem i dźwiękiem, to zwierze ma czas się wycofać. Ale jeśli np. samica zostanie zaskoczona z malutkimi młodymi, to w ich obronie może najpierw nastraszyć, a jeśli to nie podziała, może zaatakować. Ale to się bardzo rzadko zdarza.

Przypadków nieszczęśliwych kontaktów z niedźwiedziami jest dosłownie 1-2 w roku. W 95% dochodzi do nich wczesną wiosną i ich ofiarami są ludzie, którzy zbierają poroże. Wchodzą wszędzie gdzie się da, w młodniki, w ostoje niedźwiedzi gdzie miśki śpią albo odpoczywają. Robią to z premedytacją i świadomością ryzyka. To tam dochodzi do tych wypadków. Ale oni oficjalnie się do tego nie przyznają, bo zbierania poroża jest nielegalne, więc potem mówią, że zdarzyło się to podczas zbierania grzybów albo pracy przy wycince lasu.

Ł.D.: Co zrobić kiedy spotka się niedźwiedzia?

G.L.: Najlepiej nic, to niedźwiedź zadecyduje co robić. Nie należy podnosić rąk, nie krzyczeć, stać, przyglądać się, i tyle. Niedźwiedź najprawdopodobniej ucieknie, a jeśli będziemy w grupie to tym bardziej da nogę. W europie miśki nie polują na ludzi. Prawdopodobieństwo tego, że w Bieszczadach porazi nas piorun, albo że przewróci się na nas drzewo jest dużo większe, niż to, że zginiemy od ataku niedźwiedzia. Nasze niedźwiedzie to zresztą nie grizzly, nie polują aktywnie na człowieka. W Europie od stu lat nie było ani jednego przypadku śmierci z tego powodu. Wiemy dobrze, że co roku ludzie giną w Tatrach, na szlakach, ale żaden z powodu niedźwiedzia.

PS. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o niedźwiedziach i innych zwierzętach dołącz do nas na „Safari w Bieszczadach”! 

*Grzegorz Leśniewski – przyrodnik i jeden z najlepszych fotografów przyrody w Polsce, od 20 lat fotografuje dzikie zwierzęta, od 10 lat robi to w Bieszczadach. Fotograf Roku w PL (2005), juror konkursu fotograficznego National Geographic Polska (2009-2014). Współtwórca kanału na FB „Dzień dobry Bieszczady”.

 

Artykuł Co zrobić gdy spotkasz niedźwiedzia? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/co-zrobic-niedzwiedzia/feed/ 0 6522
O sprzęcie – cz.3/3 https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-3-3/ https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-3-3/#respond Thu, 19 Jul 2018 14:14:49 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=324 Co zrobić jednak, kiedy nie masz kasy na to, żeby kupić dobry sprzęt? Jeśli chodzi o ciuchy porozglądałbym się po sklepach z odzieżą używaną, czasami można tam coś trafić za śmieszne pieniądze. Kiedyś moja dziewczyna kupiła w takim sklepie kurtkę z membraną GORE-TEX za kilkadziesiąt złotych. Druga opcja, to aukcje internetowe. Ludzie wyprzedają nietrafione prezenty, albo rzeczy, które im się już nie przydadzą, bo chodzenie po górach im się znudziło. Albo importują rzeczy z zagranicy. Często można na takich aukcjach […]

Artykuł O sprzęcie – cz.3/3 pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Co zrobić jednak, kiedy nie masz kasy na to, żeby kupić dobry sprzęt? Jeśli chodzi o ciuchy porozglądałbym się po sklepach z odzieżą używaną, czasami można tam coś trafić za śmieszne pieniądze. Kiedyś moja dziewczyna kupiła w takim sklepie kurtkę z membraną GORE-TEX za kilkadziesiąt złotych. Druga opcja, to aukcje internetowe. Ludzie wyprzedają nietrafione prezenty, albo rzeczy, które im się już nie przydadzą, bo chodzenie po górach im się znudziło. Albo importują rzeczy z zagranicy. Często można na takich aukcjach kupić używane, ale w bardzo dobrym stanie koszulki z wełny merynosów, które nowe są horrendalnie drogie.

Trzecia możliwość to supermarkety i markety sportowe. W tych pierwszych często sprzedawana jest tanizna najgorszego sortu, w dodatku produkowana w Chinach w wątpliwych warunkach, z wątpliwych materiałów i z brakiem poszanowania dla ludzkiej pracy. Jeśli naprawdę musisz, kup (sam kupowałem), ale już lepiej jest od kogoś pożyczyć albo nabyć używane niż wspierać niewolniczą pracę.

Markety sportowe często mają własne marki, które, przynajmniej w założeniu powinny być tańsze od wielkich, znanych brandów. Mam ograniczone zaufanie do ich jakości, nie podoba mi się też to, że czasami to zżynanie wzorów i rozwiązań technicznych od kogoś, kto zainwestował duże pieniądze w ich wynalezienie. Kilka razy porównywałem ceny między markami własnymi, a uznanymi brandami i te różnice wcale nie są takie duże. Osobiście wolę trochę dopłacić i mieć pewność, że używam oryginalnego, dobrze przemyślanego sprzętu, ale nie ma co się spinać. Jak brakuje w budżecie stówki lub dwóch, lepiej nie zabierać ich z kasy na jedzenie i dłużej zostać w drodze.

Co zabawne teraz, kiedy już nie muszę tak bardzo inwestować w sprzęt przyznam się, że coraz częściej korzystam z coraz prostszych rozwiązań. Kiedy wybieram się na spacer po lesie i pogoda jest niepewna, a nie chce mi się brać cięższej kurtki przeciwdeszczowej, wybieram leciutki nylon. Właściwie taniutką kurtkę-wiatrówkę z logotypem pewnej agroturystyki w Grecji, którą dostałem od przyjaciela. Kiedy idę spać do lasu najczęściej nie zabieram ze sobą namiotu. Śpię pod gołym niebem, a jeśli jest szansa na to, że będzie padać, leżę pod płachtą biwakową, którą kupiłem w Internecie za 30 zł. Tani, prosty skrawek materiału o wymiarach  2 x 3 m. Ale kiedy wybieram się w dłuższą podróż, np. po Ameryce Południowej wolę wziąć ze sobą namiot, który zapewnia dużo więcej prywatności. To się przydaje, kiedy ciągle jest się w drodze, z innymi ludźmi i pragnie się mieć trochę prywatności.

Jeśli miałbym powiedzieć, co jest niezbędne, żeby zrealizować większość wypraw opisanych w książce, powiedziałbym: nic. Albo wszystko masz, albo mają to twoi znajomi. Pożycz od nich. Jeśli masz trochę wolnych środków, zacząłbym od dobrych butów trekingowych, karimaty i ciepłego śpiwora. Ale dobry śpiwór będzie ci potrzebny tylko, jeśli będziesz chciał spać na dziko także jesienią i zimą, na wiosnę i lato wystarczy tańsza wersja podstawowa. Poza tym można się dogrzać domowym sposobami: przed pójściem spać napić się gorącej herbaty i najeść się, żeby organizm miał z czego produkować energię; włożyć do śpiwora termos z gorącą wodą, założyć czapkę, skarpetki, osłonić szyję, generalnie ciepło się ubrać. To powinno podnieść temperaturę w śpiworze na tyle, żebyś mógł przespać noc. Może nie będzie to najbardziej komfortowa noc w twoim życiu, ale będzie w lesie.

Generalnie: nie twórz sobie wymówek, twórz rozwiązania. Prawie każdy profesjonalny sprzęt da się zastąpić tańszym rozwiązaniem. Brak pieniędzy nie powinien cię powstrzymać przed przeżyciem przygody.

Więcej o sprzęcie i nie tylko przeczytasz w mojej książce „Mikrowyprawy w wielkim mieście”. Kupisz ją tutaj: http://tiny.pl/g6chf

Artykuł O sprzęcie – cz.3/3 pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-3-3/feed/ 0 324